niedziela, 9 września 2012

12. Miałam wrażenie ,że jestem motylem który za chwilę przekroczy ciemną granicę…



            Szłam zieloną polaną co jakiś czas zatrzymując się aby zerwać kolorowe kwiaty. Miałam bose stopy ale absolutnie mi to nie przeszkadzało ,ponieważ ciepłe promienie słońca ogrzewały trawę po której stąpałam. Moje serce przepełniała czysta radość z obcowania z naturą.
   -Rosalie…-Usłyszałam ciepły głos. Odwróciłam się. Jason patrzył na mnie z troską w oczach. Miał na sobie białą zwiewną koszule. Zerknęłam na swoją sukienkę w tym samym kolorze i delikatnie się uśmiechnęłam.
   -Wracajmy. Masz dość kwiatów. Tamta strona ziemi nie należy już do nas.- Powiedział wskazując ręką w dal. Na ciemnej stronie jedynymi roślinami były umierające z pragnienia drzewa które tonęły w mroku. Ze smutkiem patrzyłam na motyla który po przekroczeniu granicy stanął w ogniu aby po chwili zamienić się w proch.
Gdy miałam już zawrócić do moich uszu dopłynął hipnotyzujący, mocny, męski głos.
   -Nie odchodź…- Przy granicy stał mężczyzna. Miał na sobie tylko ciemne spodnie. Wzrok przyciągał jego imponujący tors.
    -Nie słuchaj go. Wracajmy zanim cię oczaruje.- Słyszałam podniesiony głos Jasona.
   -Chodź do mnie Rosalie…tak bardzo cię potrzebuje. Ty mnie też.- Mówił mężczyzna w mroku. Czułam jak mnie do siebie przyciąga.
   -Nie rób tego !- Gdzieś w oddali ktoś krzyczał.
   -Tak długo na ciebie czekałem…złap mnie za rękę.- Spojrzałam na wyciągniętą dłoń mężczyzny. Nie zastanawiając się chwyciłam za nią i przekroczyłam granicę.
Nagle zdałam sobie sprawę ,że tym mężczyzną jest Liam…już po chwili stanęłam w ogniu a z mojego gardła wydobył się krzyk.


            Gwałtownie się podniosłam do pozycji siedzącej. Moje serce biło jak szalone.
   -Rosalie ! Wszystko dobrze ?!- Do pokoju wpadł krzyczący Matt.
   -Tak, miałam po prostu… Nie ważne. Już wróciliście ?- Zapytałam szybko się rozglądając dookoła. Po Liamie nie było już śladu.
Mogłam się tego domyślić. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jego ciepłego dotyku gdy zasypiałam w jego ramionach.
   -Tak. Jakieś cztery godziny temu.- Odparł blondyn podchodząc do mojego łóżka.
   -Wszystko w porządku ? Gdzie jest Jason ? Dlaczego jesteś taki smutny ?- Zaczęłam go bombardować pytaniami. Ten się blado uśmiechnął.
   -Tak. Robi śniadanie. Wydaje ci się.- Mruknął.- Jestem po prostu bardzo zmęczony.
Spojrzałam czule na przyjaciela i dopiero teraz zauważyłam ,że ma wory pod oczami.
   -Jeżeli chcesz to możesz się u nas przespać. Zaraz przyniosę ci świeżą pościel i…- Chłopak pokręcił głową.
   -Nie. Muszę jeszcze coś załatwić a potem wrócę do domu i od razu pójdę spać.- Blondyn wstał.- Idziesz ze mną na dół ?
Szybko mu przytaknęłam ruchem głowy i zrzuciłam z nóg kołdrę.


                                                                         ***


            Liampatrzył w ciszy na moje ruchy gdy pokonywałam jednego z nowo narodzonych którego szkoliłam.
   -Nigdy nie odwracaj się do swojego przeciwnika plecami.- Powiedziałam ściągając nogę z jego szyi.- Odejdź.- Mruknęłam podchodząc do siedzącego na pniu bruneta.
  -Co o tym myślisz ?- Zapytał patrząc przed siebie zamyślony.
   -Nadal muszą trenować…-Zaczęłam mówić.
   -Nie mam na myśli treningów. Mówię o całym planie Saurona. O tym aby zawładnąć światem i zniszczyć całą rasę ludzką.- Znieruchomiałam. Nigdy, nikt z nas, nie wypowiedział na głos celu który postawił sobie i nam nasz Pan.
   -Dlaczego pytasz ? To chyba oczywiste. Ludzie są słabi…o wiele słabsi od nas. Ciągle musimy się ukrywać…-Przerwał mi.
   -Kiedyś też byliśmy ludźmi.- Odparł.
   -Tak. Mamy szczęście ,że Sauron nas uratował.
-Oni też mają prawo żyć…-Mówił puszczając moje słowa mimo uszu. Po moim ciele zaczęła rozchodzić się złość. Rosalie robiła mu pranie mózgu. Nie mogłam na to pozwolić. Zamachnęłam się i z całej siły uderzyłam go w twarz.
   -Czy ty słyszysz co mówisz ? Od kiedy zacząłeś się zastanawiać nad słusznością tego co robimy ?!- Warknęłam zła.Liam spojrzał na mnie z pewnego rodzaju wyrzutem. Przesadziłam. Wzięłamgłęboki oddech i przy nim klęknęłam.- Nie zapominaj dlaczego tu jesteś…chcesz się zemścić. To dlatego walczymy. Ludzie o których nagle zacząłeś dobrze myśleć niegdyś wymordowali całą twoją rodzinę !- Podniosłam głos. Jego oczy pociemniały. Musiałam go okłamać. To wszystko zaszło dalej niż myślałam.- Jesteś coś winny Sauronowi. To on pomagał ci na samym początku i wyszkolił cię do tego stopnia. Gdyby nie on prawdopodobnie nie byłoby cię tu dzisiaj razem ze mną.
   -Masz rację…-Powiedział gwałtownie podnosząc się ze swojego miejsca.- Muszę pobiegać. Trenuj dalej. Wrócę za jakiś czas.- Po chwili już go nie było.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Całe życie w kłamstwach…Sauron świetnie wszystko zaplanował. Gdy nadejdzie odpowiedni czas wykonam polecenie Pana i Rosalie „zginie z rąk własnego przyjaciela”…wściekły Liam rozpęta wojnę chcąc się zemścić za odebranie jednej z najważniejszych osób a potem…
   -Będzie już tylko lepiej. To dla twojego dobra.- Szepnęłam.



                                                                       ***


            Zatrzymałem samochód przed ogromnym domem i powoli z niego wysiadłem. Uśmiechnąłem się na wspomnienie ostatniej imprezy która się tu odbywała. Jednak po chwili przybrałem poważny wyraz twarzy. Tego też dnia zginął pierwszy człowiek a po nim kolejni. Podszedłem do bramy i popychając furtkę wszedłem do ogrodu otaczającego dom. Sprężystym krokiem pokonałem odległość do drzwi po czym bez pukania wszedłem do środka.
   -Adam ?- Zapytałem wchodząc na korytarz.
   -Salon.- Odpowiedział głośno. Szybko tam poszedłem. W pomieszczeniu znajdował się tylko długi stół otoczony krzesłami , które zajmował nasz sektor. Skinieniem głowy wszystkich przywitałem.
Mogło tu być około dwudziestu ludzi. Spostrzegłem ,że dwie drugie z nich to zespół szkolnych Tytanów. Jason i Adam wszystko dobrze zaplanowali.
   -Dlaczego Jason nas tu wszystkich zebrał ?- Zapytał blondyn.
   -I dlaczego go tu nie ma ?- Dodał ktoś inny. Wziąłem głęboki oddech.
   -To się ze sobą wiąże.- Zacząłem.- Jason wtajemniczył mnie w cały plan i ustanowił mnie swoim zastępcą ,ponieważ uznał ,że ja również jestem gotów do poświęceń oraz ,że można mi zaufać.- Mówiłem wchodząc głębiej do salonu.
   -Rozumiemy. Czy Jason uznał ,że zagrożenie jest już na tyle wysokie…-Nie pozwoliłem mu skończyć.
   -Nie. Jason po prostu na razie boi się o własną rodzinę. Wczoraj starsi zebrali wszystkich głównodowodzących z każdego sektora. Ginie coraz więcej ludzi a co jest bardziej niepokojące każdy w podobnych okolicznościach. Czas zaostrzyć straż. Postanowiliśmy z Jasonem ,że podzielimy nasze miasto na części i będziemy je patrolować. Oczywiście zrobimy dwie zmiany. Aby każdy miał jeden dzień wolny na odpoczynek. To mapa z gotowym podziałem i wyznaczonymi zmianami. Zalecam zrobić sobie kopię.- Powiedziałem wszystko na jednym wydechu. Nigdy nie lubiłem przemawiać publicznie.- Zaczynamy od dziś.
   -A co w przypadku gdy trafimy na jednego z Nich tak po prostu. Gdy nie będzie atakował.- Zapytał szatyn którego imienia nie znam.
   -Najlepszym rozwiązaniem będzie śledzenie go i przyłapanie na gorącym uczynku. Gdy będzie próbował zabić atakujecie.- Spojrzałem po twarzach wszystkich. Byłem okropnie zmęczony.- Jednak !- Podniosłem głos aby podkreślić to co mówię.- Nie zapominajcie ,że Oni nie są ludźmi. Podejrzewamy ,że mają ich wygląd ale są nadludzko szybkie , zwinne i silne. Dlatego też podczas patrolowania jesteście połączeni w pary. Jesteśmy od nich słabsi ale posiadamy coś czego oni nie mają…-Na twarzach zebranych malowała się determinacja.- Pamiętajcie ,że kolejną ofiarą może być któryś z waszych bliskich.- Zrobiłem długą przerwę.- To wszystko.
Adam podszedł do mnie i ruchem głowy pokazał ,że mnie odprowadzi do wyjścia. Gdy już byliśmy za bramą zapytał.
   -A co o tym wszystkim myśli Jason ? Jak ocenia nasze szanse ?
   -Nie będzie łatwo. Prawdopodobnie jest ich znacznie więcej niż nas ale musimy spróbować.- Adam mi przytaknął.
   -Ile mamy czasu ?
   -Mniej niż się spodziewaliśmy.- Odparłem a w jego oczach pojawiła się iskierka strachu. Każdy z nas zdawał sobie sprawę ,że to może być walka o wszystko. Niektórzy biorą udział w niej z własnej woli innym to narzuciły geny.
   -Wracaj do domu. Musisz odpocząć. Zrobiliście z Jasonem kawał dobrej roboty.- Powiedział blondyn poklepując mnie po ramieniu i odszedł. Wszedłem do samochodu. Westchnąłem. Skupiłem się. Nie wyczuwałem żadnego zagrożenia. Przetarłem rękoma zaspaną twarz i odpaliłem auto aby po chwili odjechać.


                                                                     ***


            Zła obracałam w rękach szklankę z sokiem.
   -Nie rozumiem cię. Każesz mi być ostrożną i ograniczyć wychodzenie z domu a jak pytam o co chodzi to mi odpowiadasz ,że po prostu się martwisz. Ale dlaczego miałbyś się martwić ?- Drążyłam. Matt wyszedł od nas jakieś dwie godziny temu.
   -Rosalie. Przestań. Dobrze wiesz ,że to ja się tu tobą opiekuję podczas nieobecności twoich rodziców a dwa dni temu znaleziono ciało drugiej dziewczyny. Nie chce ,żebyś była kolejną.- Odpowiedział podnosząc głos.
   -Dlaczego mi po prostu nie powiesz o co chodzi ?!- Krzyknęłam.
   -Bo to jeszcze nieodpowiedni moment !- Wybuchł. Brunet westchnął.- Zrozum mnie. Proszę.
Pokiwałam wolno głową.
   -Na razie nie mamy pewności a nie chce cię narażać na niebezpieczeństwo. Po prostu na razie na siebie uważaj.- Dodał.
Rosalie…
Moje serce zaczęło walić jak oszalałe a na twarzy pojawił się uśmiech. Gdy byłam przy Liamie wszystko wydawało się piękniejsze i lepsze.
Liam…?
Poczułam zapach sosny i ciepło.
Zobaczymy się ?
Moje serce wypełniła nadzieja.
Tak. Gdzie i kiedy ?
Wiedziałam ,że Jasonowi nie bardzo pasuje to ,że widuję się z Liamem. On również to wiedział.
Za godzinę. Powiedz ,że idziesz na spacer i kieruj się w stronę szkoły. Przyjadę po ciebie.
Pokiwałam głową. Po chwili zrobiło mi się zimno a obecność bruneta zniknęła.
Westchnęłam.
Wstałam od stołu. Musiałam się przygotować.
   -Co będziesz robiła ?- Zapytał Jason widząc ,że wychodzę z kuchni.
   -Pójdę na spacer. Muszę sobie wszystko przemyśleć.- Odpowiedziałam.
   -Myślę ,że to nie jest dobry pomysł.- Odparł chłopak.
Zamknęłam oczy. Tak bardzo pragnęłam znowu poczuć dotyk Liama.
Spojrzałam na niego i wyszłam z kuchni.
Miałam wrażenie ,że jestem motylem który za chwilę przekroczy ciemną granicę… ale nie potrafiłam inaczej.


____
Od Jemi: Rozdział jakoś strasznie mi się nie podoba :) Jest on raczej wprowadzeniem do dalszej akcji i zbyt dużo się w nim nie dzieje (pozornie :D) :) Mam nadzieję ,że wam się podoba ;) Nie przewiduje w najbliższym czasie ile będzie jeszcze rozdziałów ale ciekawi mnie jakiego zakończenia oczekujecie :D Poproszę o zaspokojenie mojej ciekawości :)
Co myślicie o nowym wyglądzie bloga ? :D

4 komentarze:

  1. Co ty gadasz?! Rozdział jest świetny;) W pewnym momencie jakby się pogubiłam, ale zaraz potem było jak dawniej. Na prawdę świetny rozdział.
    Wygląd bloga tak samo. Boski <3 Zdjęcie w nagłówku idealnie pasuje;)
    A co do zakończenia to sama jestem ciekawa jak to rozegrasz, bo na prawdę można spodziewać się wszystkiego. Osobiście chciałabym żeby było zakończenie jak z horroru, ale założę się, że nawet jeśli napiszesz Happy End to będzie mi się podobał;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Akwamaryn :) Rozdział jest boooski !
    Podobnie nagłówek. Fajnie wygląda.
    Ja poproszę happy end !
    Julia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieję się w tym opowiadaniu za co cię wręcz ubóstwiam plus ten klimat. Rozdział jest wspaniały jak i nowy wygląd bloga. Czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny! Wygląd też, jednakże bardziej podobał mi się stary :D Co do zakończenia to nie wiem, ale ty zawsze wymyślisz coś zajebis*ego :) Czekam na nexta :]

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie jakiś ślad...:)