niedziela, 23 grudnia 2012

21. I wtedy wszystko zniknęło…


Kroki. Setki kroków. Nierównomierne i głośne.
Już za chwilę…
Usłyszałam a moje serce gwałtownie przyspieszyło.
Jeszcze tylko moment…
Zacisnęłam dłoń na rękojeści noża starając się jakoś dodać sobie otuchy.
Teraz !
Krzyknął Liam w myślach a zza drzew wybiegło mnóstwo postaci. Skupiłam się na wytworzeniu bariery. Już od pierwszej chwili, gdy ją wzniosłam czułam okropne zmęczenie.
Na mojej twarzy pojawił się zarys uśmiechu, gdy pierwszy imferius uderzył w niewidzialną tarczę i upadł na ziemię. Jednak nikogo to nie zniechęciło. Stworzenia, które były tak pozornie ludzkie napierały na barierę. Zacisnęłam zęby. Plan był doskonale przewidziany. Do zgromadzenia należało dokładnie dziesięciu pół ludzi. Wszyscy zostaliśmy ustawieni w pierwszym rzędzie. Mieliśmy zatrzymać na chwilę atak i jak najbardziej zdezorientować przeciwników. Jednak trwało to niecałe pół minuty. Gdy nasze siły opadały swoje moce natychmiast zaczęli wykorzystywać starsi.
Nagle z ziemi zaczęła tryskać woda uderzając z niewyobrażalną siłą w wrogów jednocześnie tworząc ogromną ścianę.
   -Już !- Ryknął Jason. W tym samym momencie akuariony z kolejnego rzędu zaczęły wypuszczać dziesiątki strzał. Jedynymi słyszalnymi dźwiękami był szum lejącej się wody, krzyki oraz naciąganie łuku.
Łucznicy strzelali przed siebie. Jedna strzała mknęła za drugą. Przez ścianę, która utworzyła się z wody nie było praktycznie nic widać. Nie chodziło tu jednak o to, aby celnie trafić w przeciwników tylko, aby ich zranić.
Rosalie !
Usłyszałam. W tym momencie spostrzegłam , że imferiusy zaczęły przechodzić na naszą część polany. Jeden z nich biegł prosto na mnie. Gdy był wystarczająco blisko wbiłam mu nóż w brzuch. Po chwili do moich uszu dotarł okropny dźwięk rozrywanej skóry i mięśni. Z klatki piersiowej imferiusa wystawał miecz. Spojrzałam przerażona na opadające ciało, które po chwili zamieniło się w proch.
Liam delikatnie się do mnie uśmiechnął. Poniósł swój miecz.
Nie martw się , jestem w pobliżu.
Szybko mu przytaknęłam. Nagle poczułam jak ktoś mnie odpycha. Upadłam na ziemię. Sekundę później obok mnie ciało kolejnego imferiusa zamieniło się w nicość. Natychmiast podniosłam się do pozycji stojącej. Stanęłam tyłem do Liama. Nasze plecy się zetknęły.
Współpracujmy.
Powiedziałam a ten niechętnie przytaknął. Martwił się. Rozumiałam go, ale w tym momencie nie było miejsca na strach. Teraz liczyło się tylko to, aby przeżyć.


Setki postaci poruszały się po ogromnej polanie. Jedynymi słyszalnymi dźwiękami był krzyk, płacz oraz stal rozrywającą na strzępy ciała. Ziemia była pokryta zwłokami. Niektóre z nich nie miały głów, inne po prostu leżały nieruchomo. Mrok spowijał całe miasteczko, które nieświadome walki odbywającej się za jego mieszkańców spokojnie spało. Twardym snem. Z niewielkiego domku wyszedł mężczyzna. W ręce trzymał duży czarny worek na śmieci. Podszedł do odpowiedniego pojemnika i go wrzucił. W trakcie powrotu do ciepłego i bezpiecznego domu nagle się zatrzymał. Wiatr uderzył go w twarz ze zdwojoną siłą. Coś było nie tak. Ten zapach…gdzie on go już czuł?
   -James ?- Usłyszał. Spojrzał w kierunku, z którego dochodził głos. Kobieta ubrana w gruby szlafrok stała na ganku trzęsąc się z zimna.- Wracaj do środka, bo się przeziębisz.- Powiedziała troskliwie.
   -Tak już.- Mruknął. Gdy kobieta weszła do środka i już miał ruszyć za nią coś sobie uświadomił. Dobrze znał ten zapach.
To był zapach śmierci…
Natychmiast ruszył do domu z zamiarem zadzwonienia do swojej córki. Miał przeczucie , że właśnie dziś stanie się coś złego. Chciał poprosić, Kate żeby zrezygnowała z imprezy i wróciła do domu.
Jednak zanim zamknął drzwi dziewczyna już nie żyła. Leżała ze skręconym karkiem na polu bitwy we własnej krwi.


            Spojrzałam w niebo. Do pełni księżyca pozostało kilka minut.
   -Sauronie…nie możemy dłużej czekać.- Szepnęłam delikatnie pochylając się do przodu, aby odebrał moje słowa, jako troskę o jego osobę. Mroczny Pan podniósł nieznacznie głowę ku górze.
   -Musisz zabrać mu to, co dla niego jest najcenniejsze. Inaczej nie przyjdzie na spotkanie z nami.- Powiedział. Patrzył w moje oczy. Przełknęłam głośno ślinę. Zauważył. Zauważył ,że tracę do niego zaufanie.- Dobrze wiesz ,że to dla jego dobra. Liam musi zrozumieć ,że jeżeli nas opuści to natychmiast zginie, jako jeden z nich. Chcę dać mu ostatnia szansę na podjęcie decyzji.- Jego głos był słaby. Siedząc na ogromnym kamiennym tronie w towarzystwie straży wyglądał na zmęczonego.
Dobrze wiedziałam ,że za kilka minut to się zmieni. To był jeden z minusów nieśmiertelności. Im dłużej się żyło tym bardziej się słabło. Pełne siły odzyskiwało się tylko podczas pełni księżyca. Jednak, aby tak się stało trzeba było żyć naprawdę długo. Sauron żył ponad milion lat.
   -Chyba nie chcesz, aby zginął z rąk twoich braci ?- Szybko pokręciłam przecząco głową. Delikatnie się ukłoniłam i ruszyłam szybko przed siebie.
„Musisz zabrać mu to, co dla niego jest najcenniejsze.”
Na moich ustach pojawił się uśmiech a do moich nozdrzy dotarł niezwykle silny zapach morza oraz gorącego pisku.
Rosalie wydzielała tak cudną woń…


            Wbiłam ostrze noża jak najgłębiej umiałam i wyrwałam je szybkim szarpnięciem. Po chwili powtórzyłam czynność z głośnym krzykiem. Ciało imferiusa zamieniło się w proch. Klęknęłam nad rudowłosą dziewczyną.
   -Jak się czujesz ?!- Spojrzałam w jej zielone oczy i nagle poczułam ogromną złość. Dziewczyna patrzyła w nicość , a jej wzrok był pusty. Dotknęłam jej ręki. Nie żyła. Przyszłam za późno. Po raz kolejny. Uderzyłam ręką w ziemię. Była nasiąknięta krwią.
Po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie jedną ręką w pasie a drugą przystawia do szyi nóż.
   -To znowu ja…pamiętasz mnie. Tak łatwo cię znaleźć.- Szept kobiety był niesamowicie jadowity.- Śmierdzisz na kilometr… no tak w końcu jesteś urodzonym akuarionem.
Próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Zaczęłam szukać noża. Po chwili dostrzegłam jego lśniące ostrze na ziemi.
   -A gdzie twój ukochany, gdy go potrzebujesz ? Liam nie jest wart złamanego grosza.- W ty momencie poczułam okropny ból a po mojej szyi ściekła ciepła ciecz.- No już…krzycz.- Powiedziała ironicznie.
   -Możesz mnie nawet torturować, ale nie oddam wam go tak łatwo w ręce !- Warknęłam.
   -Jesteś tego pewna ?- Zapytała a już po chwili z mojego gardła wydobył się przerażający krzyk.


            Rosalie… Poczułem przenikliwy strach. Była w niebezpieczeństwie.
Rosalie !
Krzyknąłem próbując się z nią jakoś skontaktować. Odpowiedziała mi jednak cisza. Po chwili uczucie się wzmogło.
Złapałem mocno rękojeść miecza i z całej siły zamachnąłem się nim uderzając w klatkę piersiową przeciwnika. Imferius padł przecięty wpół.
Natychmiast rzuciłem się do biegu.
Moje serce waliło jak oszalałe. Wiedziałem ,że ona bardzo cierpi. Nie mogłem znieść myśli ,że zostawiłem ją samą. Przyspieszyłem. Nagle zatrzymałem się w miejscu nie wierząc w to, co widzę.
Zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje trzymano mnie za ręce tym samym unieruchamiając.
Na twarzy Saurona pojawił się mroczny uśmiech.
   -Och Liam. Jak dobrze cię widzieć.- Powiedział powoli wstając. Był bardzo słaby.- Wiedziałem ,że jeżeli porwę twoją księżniczkę od razu wskoczysz na swego rumaka i przybędziesz ją uratować.- Teatralnie się zaśmiał. Spojrzałem za niego. Natalie stała nad zakrwawionym ciałem Rosalie. Natychmiast się skupiłem na jej energii. Żyła. Zacząłem się wyrywać.
   -Tylko wiesz, co ? Ta historia nie będzie miała dobrego zakończenia.- Powiedział podchodząc do mnie bliżej.- Uspokój się.- Dodał dotykając mojego ramienia. W jednej chwili znieruchomiałem. Sauron posiadał niezwykły dar. Potrafił unieruchomić swoją ofiarę, gdy bardzo się na tym skupiał.
   -A wiesz, dlaczego tak będzie ?- Zapytał przyglądając się mojej twarzy.- Bo jesteś naznaczony… Twoja rodzina , twoja ukochana oraz cały gatunek ludzki zginie właśnie przez ciebie.
Cisze przeciął jego zachrypnięty śmiech.
   -Czekałem na ten moment tysiące lat. A twoje narodziny mi go umożliwiły. Jesteś moją przepustką do odzyskania władzy.
   -Władzy ?!- Usłyszałem za sobą krzyk. Natalie stała za plecami Saurona wbijając w niego wzrok.
   -Nie mieszaj się.- Odparł.- Sama w tym uczestniczyłaś od samego początku. Tylko ty mogłaś uczynić Liama nieśmiertelnym. Wszystkich innych ten proces by zabił.- Nagle spojrzał mi gniewnie w oczy.- No tak w końcu jesteś dzieckiem Lajosa i Adeliny. Głupcy oddali swoje życie, aby cię ukryć ! A ja i tak cię znalazłem. Byli bardzo pomysłowi. Zabrali ci nieśmiertelność oraz wszystkie wspomnienia związane z Doliną Maoli. Stałeś się tylko zwykłym człowiekiem. Nawet uczynili z ciebie dziecko ! Ale ja byłem sprytniejszy… Bo zapomnieli odebrać ci coś jeszcze…immunitet. Mimo iż stałeś się kimś innym nadal pozostałeś następca tronu Doliny Maoli. Nie masz jednak, czym się przejmować zniszczyłem tę krainę doszczętnie i wymordowałem twoich poddanych pozostawiając nielicznych w lochach. A gdy w końcu będę mógł odebrać ci życie zostanę ich panem i będę rządzić całym światem nieśmiertelnych.
W jego oczach widać było tylko szaleństwo. Na początku nic nie rozumiałem, ale po chwili mgliście przypomniała mi się pewna legenda, którą opowiadał mi brat.

-Dawno temu żyła para królewska rządząca piękną doliną nieśmiertelnych. Od wieków toczyli walki ze złem, które chciało zawładnąć całym światem. Pewnego dnia na dolinę spadło niesamowite szczęście. Królowa powiła syna. Chłopiec wyrósł na rosłego mężczyznę. Wszyscy mieli wrażenie ,że od teraz już na zawsze będzie dobrze jednak ich szczęście nie trwało długo. Królewskie dzieci były w pewien sposób inne. Wiesz, co mam na myśli ?-Chłopiec spojrzał na zagubiony wzrok swojego młodszego brata.
-Nie.
-Oj w odpowiednim wieku osiągali pewną moc, dzięki której później mogli przejąć władzę. I wtedy zło powróciło, aby po raz ostatni spróbować swoich sił.-Powiedział poddenerwowany.
-Ojej ! I co zrobił król ?- Krzyknął przerażony chłopiec.
-Chciał chronić swoich poddanych, więc ukrył syna a sam ruszył do walki.
-I jak to się skończyło ? Czy król wygra?-Chłopiec pokręcił przecząco głową.
-Umarł tak jak jego królestwo. Legenda mówi ,że jego syn kiedyś powróci, aby pokonać zło i odzyskać dolinę nieśmiertelnych.

Głęboko oddychałem. Nie spodziewałem się napływu wspomnień w takiej chwili…ale to było niemożliwe !
   -Już za kilka sekund odzyskam to, co od zawsze do mnie należało !- Krzyknął Sauron wyciągając przed siebie swoją prawą dłoń. Po chwili uniósł się z niej czarny dym. Uformował się z niego ogromny miecz. Mroczny Pan z uśmiechem na ustach podniósł go ku górze. Nadal nie mogłem się poruszać. Czekałem na pewną śmierć.
Opuścił go a z moich ust wydobył się cichy jęk.
Spojrzałem na szeroko otwarte oczy Natalie.
   -Przepraszam…-Szepnęła trzymając oburącz miecz wystający z jej brzucha. Poświęciła się. Poświęciła się za mnie. Sauron stał zdezorientowany patrząc na zamieniające się w proch ciało dziewczyny. Wykorzystałem chwilę jego nieuwagi i rzuciłem się na niego. Miecz wypadł mu z ręki. Moje ręce automatycznie zacisnęły się na jego szyi. Sekundę później już odciągnęła mnie jego straż. Wściekły przerzuciłem jednego imferiusa nad sobą. Szybko się odwróciłem i skręciłem kolejnemu kark. Trzeciemu oderwałem ręce, aby po chwili zrobić to samo z jego głową. Poczułem mocne kopnięcie w piszczel. Zupełnie się tego nie spodziewając upadłem. Sauron natychmiast złapał za miecz i wymierzył nim w moje serce. Jednak zamiast trafić mnie w klatkę piersiową odbił się od niewidzialnej bariery. Odwróciłem wzrok. Rosalie patrzyła na mnie ze skupieniem.
Tracza. Wiedziałem , że nie potrafi jej długo utrzymać. Zerwałem się na nogi i rzuciłem na swojego przeciwnika. Złapałem za rękę, w której trzymał miecz. Zaczęliśmy się siłować. Sauron próbował mnie jednocześnie unieruchomić, ale tarcza Rosalie broniła mnie przed wszelką mocą.
   -Nie !- Ryknął, gdy wyrwałem mu miecz. Popchnąłem go na ziemię i uniosłem miecz.- Jeżeli mnie zabijesz to sam umrzesz ! Jak wszystkie imferiusy !
Niewiele myśląc wbiłem miecz jak najmocniej potrafiłem. Z gardła Saurona wydobył się okropny krzyk. Nagle z miejsca, w które wbiłem miecz zaczęła wypływać czarna maź. Patrzyłem na niego z obrzydzeniem. Jego ciało zaczęło rozpadać się na kawałki.Każdy z nich zamieniał się w rój czarnych mrówek, które uciekały na wszystkie strony.
Upadłem. Byłem wykończony. I wtedy wszystkie wspomnienia zaczęły wracać. Piękne widoki. Uśmiech rodziców. Tysiące poddanych wiwatujących na moją cześć…
   -Liam ! Proszę…nie odchodź. Liam !- Przez wspomnienia przebijał się zrozpaczony krzyk. I wtedy wszystko zniknęło…




________
Od Jemi: Pierwsze co to bardzo chce was przeprosić za swoją nieobecność :) Wiem ,że bardzo długo mnie nie było ale wracam z niezwykle długim rozdziałem :) Mam nadzieję ,że wam w pewien sposób to wynagrodzi mój brak czasu.
Przyznam szczerze ,że nie sprawdzałam błędów. Nawet nie czytałam skończonego rozdziału. Jestem padnięta. Pisałam go przez ponad dwie godziny :) Obyście mi to wybaczyli ! :)
Wydaje mi się ,że rozdział nie jest zły i całkiem sporo się w nim dzieje :D Postaram się jak najszybciej dodać nowy ! ;)
Chce życzyć wam radosnych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia :)
Dziękuję ,że jesteście :) Pamiętajcie ,że was uwielbiam <3



niedziela, 2 grudnia 2012

20. Musimy walczyć...



              Patrzyłam przed siebie pustym wzrokiem. Strach rozrywał mnie od środka. Dobrze wiedziałam ,że to jedyne rozwiązanie. Chciałabym powiedzieć ,że miałam jakiś wpływ na tą decyzję ale tak nie było. Nie otworzyłam ust nawet na sekundę. Nie popłynęły z nich żadne słowa. Tylko słuchałam. Słuchałam wszystkich za i przeciw.
Gdy tylko Matt oznajmił nam ,że oni już wszystko wiedzą cały plan po prostu runął. W mojej głowie nadal słychać było tylko te dwa przerażające słowa.
Musimy walczyć.
Powstaje pytanie: Jak oni się dowiedzieli ?
Ja i Liam. To nasza wina. W momencie gdy nasze ręce się złączyły Liam odzyskał wspomnienia które wcześniej zmienił Sauron. Sauron to poczuł. Nie wiemy dokładnie jak ale na pewno to odczuł. Już wiedzą ,że Liam dowiedział się całej prawdy.
Musimy walczyć.
W tym momencie pojawia się kolejne pytanie: Jak ?
Mamy za sobą dopiero pierwszy dzień ćwiczeń. Każdy z nas jest wykończony. Liam stracił dużo enerii…nawet nie może chodzić o własnych siłach a co dopiero walczyć. Jason powtarzał ,że mam w sobie potencjał. Jednak nie potrafię go wykorzystać. Nie umiem zupełnie nic. Większość z nas jest po prostu ludźmi.
Musimy walczyć.
…ale czy mamy jakąkolwiek szanse ?
Stanięcie do walki będzie wystawieniem się na pewną śmierć. Zginą prawdopodobnie wszyscy.
Dlaczego ?
Imferiusy to stworzenia nadprzyrodzone. Mają bardzo dużo siły i były trenowane odkąd nauczyły się chodzić po przemianie. Są niezwykle szybkie i zwinne.
Akuariony to zgromadzenie składające się z ludzi oraz pół ludzi. Większość ludzi zna sztuki walki a pół ludzie mają nadludzkie zdolności ale to za mało.
Stanowczo za mało.
   -Musimy walczyć…- Szepnęłam. Chłopacy przerzucili na mnie swój wzrok. Siedziałam nieruchomo dobre pięć minut.- Macie racje. Nie ma innego rozwiązania. Nie znajdziemy go. Trzeba bronić niewinnych.
   -Ona ma racje. Nie możemy tracić czasu.- Dodał Matt.
   -Tylko kiedy oni uderzą ?- Zapytał Jason.
   -Gdy księżyc będzie w pełni.- Odparł słabo Liam.- Tylko wtedy Sauron może wyjść na zewnątrz. Ma kilkaset lat. Wtedy ma najwięcej siły.
   -Mamy co najwyżej dwie godziny…- Mruknął przerażony Matt.
   -W takim razie dobrze je wykorzystajmy. To nasza ostatnia szansa.- Powiedział stanowczo Jason. Przymknęłam oczy.

Ostatnie dwie godziny…

            Jason miał powiadomić o zaistniałej sytuacji starszych a Matt przywódców danych terenów. Ja miałam pomóc w jakiś sposób odzyskać Liamowi siły a on nauczyć mnie jak korzystać ze swojej mocy.
   -Czy to musi być człowiek ?- Zapytałam patrząc mu w oczy. On pokiwał tylko głową. Nadal nie mogłam uwierzyć we wszystko co mówił. Był jakby w bańce. Zamknięty gdzieś w swoim świecie. Patrzył na wszystko chłodno i bez uczuć. Nie dziwiłam mu się. Został oszukany. Całe życie żył w kłamstwie. Podziwiałam go za szczerość. Za to ,że nam wszystko powiedział ale coś było nie tak…
   -Czy to mogę być ja ?- Jego oczy jakby pociemniały. Wtedy zrozumiałam. Był zły. Nie. Zły to za lekkie słowo. Był rozwścieczony ! W jego ciemnych oczach widać było chęć mordu.- Liam…
   -Rosalie…oni tak po prostu zabili całą moją rodzinę. Ja na to musiałem patrzeć… Widziałem ich twarze. Widziałem jak jeden z nich powoli wykańczał moją zrozpaczoną matkę. Jak mój brat zasłaniał mnie własnym ciałem…ale nic nie mogłem poradzić. Zupełnie nic. A oni żyli ze mną przez te wszystkie lata ! Wychowywali mnie w chęci zemsty na niewinnych ludziach ! Zamienili mnie w maszynę śmierci. Wiesz ilu już ludzi zabiłem ?- Pokręciłam przecząco głową.- Tysiące. Epidemia dżumy ? Nigdy nie istniała. To my zabijaliśmy tych wszystkich ludzi !- Położyłam na jego policzki dłonie.
   -To już nie ma znaczenia. Możesz w końcu odkupić swoje winy i zemścić się za to co ci zrobili. Pomogę ci…ja tobie, ty mi. Gdy to wszystko się już skończy będziemy znowu razem…
   -Chcesz być z kimś takim jak ja ? Od zawsze byłem tylko mordercą. Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty. Nie zasługuję na dobro.- Mówił patrząc mi w oczy. Przeraziłam się. On naprawdę tak myślał.
   -To co było kiedyś nie ma znaczenia. A ja cię kocham. Od momentu gdy spotkałam cię w szkole już nie mogłam przestać o tobie myśleć. To było jak przeznaczenie. Myślę ,że właśnie tak jest. My też jesteśmy puzzlami w tej układance. Od początku trwania tej historii jesteśmy sobie przeznaczeni…a może ty wcale nic do mnie nie czujesz ?- Zapytałam cicho a do mojego serca wkroczyły wątpliwości. Wbijając się niezwykle głęboko i okropnie raniąc. Mój oddech przyspieszył.
   -Nie gadaj głupot… Nie potrafię bez ciebie żyć. Dlatego dziś tu przyszedłem. Czułem ,że umieram bez ciebie…
   -W takim razie weź część mnie. Musisz odzyskać siły. Ty też kiedyś uratowałeś mnie właśnie w ten sposób. Chcę ci się odwdzięczyć.- Powiedziałam.
   -Nie mogę…a jeżeli nie będę potrafił przestać ?
   -Ufam ci.- Odparłam z uśmiechem. Stanęłam na palcach i dotknęłam jego ust swoimi. Gdy Liam odwzajemnił pocałunek poczułam coś dziwnego. Jakby ktoś ściągał ze mnie jedwabną sukienkę która delikatnie łaskotała moje ciało. Na początku było to przyjemne uczucie. Jednak w pewnym momencie okropnie zabolało jakby jedwab zamienił się w papier ścierny który zrywał z mojego ciała skórę. Usłyszałam krzyk a po chwili nasze usta się rozłączyły.
   -Wiedziałem ,że nie powinienem. Jak się czujesz ?- Zapytał Liam. Uśmiechnęłam się do niego. W moich oczach były łzy ale wypełniało mnie ogromne szczęście. Jakby ktoś zdjął z moich ramion wszystkie problemy.
   -Dobrze a ty ?- Odpowiedziałam zupełnie szczerze. Liam przerwał to w odpowiedniej chwili. Widziałam ,że był przerażony ty co mogło się stać ale wiedziałam ,że czuje to samo co ja.
   -Ja świetnie.-Odparł dotykając ręką mojego policzka.- Teraz jesteś częścią mnie.- Dodał prawie niezauważalnie się uśmiechając.
   -Cieszę się ,że wróciłeś.- Mruknęłam wtulając się w niego.

Ostatnie półtora godziny…

            Mocniej zacisnąłem pięści. Liczyła się dla nas każda sekunda.
   -Dobrze.- Odparł w końcu mężczyzna należący do starszyzny.- Czy przywódcy sektorów zostali już powiadomieni ?
   -Tak. Za jakieś pół godziny wszyscy powinniśmy się spotkać w naszej kwaterze.- Wcześniej wydawało mi się to śmieszne. Nazywać kwaterą własny dom…ale teraz to nie miało znaczenia. Czas stał się naszym wrogiem ale my mieliśmy pewną broń. Wolę walki.
   -W takim razie ruszajmy.- Zadecydowali równocześnie a ja przytaknąłem.

Ostatnia godzina…

            W salonie było zgromadzonych ponad stu ludzi i pół ludzi należących do zgromadzenia akuarionów. Wzrok wszystkich obecnych skierowany był na wysokiego , dobrze zbudowanego bruneta. Z niezwykłym opanowaniem na twarzy udzielał najważniejszych informacji.
   -…starajcie się uderzać niezauważalnie. Najlepiej zastosować atak od tyłu. Nowonarodzeni będą zdezorientowani. Nie wszyscy są dobrze wyszkoleni do walki…ale musicie uważać bo i oni są bardzo silni. Zwinność i szybkość to podstawowe cechy wszystkich imferiusów. Teraz najważniejsze. Jak ich zabić ? Jest to nieco skomplikowane. Pierwszy krok to ich zranić. Muszą opaść z sił. Drugi krok to przebić im serce.
W pokoju panowała grobowa cisza. Każdy starał się chłonąć ostatnie wskazówki przed wyruszeniem na walkę.
   -Jakieś pytania ?- Zapytał Jason. Kilka osób pokręciło głowami ale większość po prostu milczała. Zerknęłam na Liama. Nasz wzrok się spotkał.
   -Będę szczery. Dobrze wiecie ,że bardzo mało ćwiczyliśmy i ,że nie zostało nam zbyt dużo czasu ale wierzę w nasze zwycięstwo. Tak. Prawdopodobnie wielu z nas zginie ale każdy był tego świadomy dołączając do tego zgromadzenia. Wiem ,że nie poddamy się bez walki. Naszym zadaniem jest obrona ludzkości.- W pomieszczeniu wyczuć było można strach, wolę walki i zdecydowanie. Nikt nie mógł zaprzeczyć słowom Jasona.- A teraz ułóżmy szyk bojowy.

Ostatnie pół godziny…

            Głośno wypuściłam powietrze. Po moim czole ciekł pot. Na twarzy blondynki pojawił się uśmiech.
   -Udało się.- Powiedziała patrząc na mnie.- Tarcza nie była zbyt duża objęła tylko ciebie ale nie mogłam się przez nią przedostać. Udało ci się.- Powiedziała głośniej.
Czułam się okropnie zmęczona. Od około dwudziestu minut byliśmy na polanie wykorzystując ostatnie chwile na ćwiczenia. Ci którzy umieli najwięcej pomagali tym najsłabszym.  
   -Jeżeli uda ci się rozciągnąć tarczę będziemy mieć większe szanse.- Szepnęła dziewczyna.
   -Widziałaś jak utrzymanie tarczy mnie męczy. Udało mi się na jakieś dziesięć sekund a ona osłaniała tylko jedną osobę…- Jęknęłam.
   -Musisz się postarać…-Dodała.- Teraz wszystkie zdolności mają niezwykłe znaczenie.

Ostatnie minuty…

            Spojrzałam w ciemne niebo. To już za chwilę. Poczułam czyjś dotyk. Zerknęłam w prawą stronę. Liam delikatnie ściskał moją dłoń. Wiedział ,że się boję. Ciągle porozumiewaliśmy się przez myśli.
   -Przyjąć pozycje !- Ogłosił jeden ze starszych. Od razu przerzuciłam wzrok na lewą stronę. Jason spojrzał na mnie ze strachem. Usłyszałam jak kilka osób cicho się porusza. Szyk był bardzo przemyślany. W pierwszych dwóch kolumnach stali sami pół ludzie –wyjątkiem był Liam- którzy posiadali moce. Później odpowiednio byli poprzeplatani ludzie znający sztuki walki oraz ci którzy nie potrafili zbyt wiele.
Nagle zerwał się mocny wiatr. Rozejrzałam się po polanie ale oprócz drzew oraz mroku nie dostrzegłam nic innego.
Idą…
Szepnął Liam.
Kocham cię.
Odparłam.
A ja ciebie.
Po chwili do moich uszu dotarł odgłos kroków… setek kroków. Poczułam specyficzny zapach. Moje mięśnie zesztywniały. To był zapach śmierci…  
     

____
Od Jemi : Rozdział średnio mi się podoba. Inaczej to sobie wyobrażałam... dodałam bo rozdział powinien pojawić się już dawno. A wy co o tym myślicie ? :) 
Przewiduje jeszcze około trzech rozdziałów :) Zbliżamy się do końca :) Następny może pojawić się z opóźnieniem. 
Dziękuję za to ,że jesteście :)