środa, 29 sierpnia 2012

11. Ze strachem pokiwała twierdząco głową, w ten sposób przyjmując na siebie ciężar wiecznego kłamstwa i tajemnicy.



            Patrzyłam w ciszy na ciemność za oknem. Zerknęłam na zegarek. Było już po północny a chłopacy nadal milczeli. Westchnęłam. Z Liamem też nie miałam dziś kontaktu. Nagle w mojej głowie zrodził się pomysł…
Nie wiedziałam czy zadziała, ale musiałam spróbować. W najgorszym wypadku wyjdę na wariatkę.
Wyprostowałam się na krześle, na którym obecnie siedziałam i zamknęłam oczy koncentrując się na wszystkich wspomnieniach związanych z brunetem.
Liam…?
Zapytałam w myślach. Nadal z zamkniętymi oczami czekałam na…no właśnie, na co? Na jego głos?
Rosalie. Co się dzieję?
Nagle moje serce zaczęło bić jak oszalałe. Poczułam zapach sosny. Szczęśliwa, że mogę go usłyszeć odparłam be zastanowienia.
Nie. Nie było cię w szkole…Zaczęłam się martwić.
Poczułam jak wzdycha.  
Już ci mówiłem, że kontaktowanie się w ten sposób może być niebezpieczne.
Teraz to ja westchnęłam. Liam nie miał pojęcia jak nasze porozumiewanie się przez myśli dokładnie działa i czy jest bezpieczne. Podejrzewał, że mamy taką możliwość ze względu na to, że od teraz żyje we mnie część jego duszy.
Przyjdź do mnie. Jestem sama.
Poczułam jak jego oddech przyspiesza. Po chwili po prostu zniknął. Znowu było mi zimno a dom był pusty. Spojrzałam na telefon. Zdziwiona stwierdziłam, że Jason dzwonił do mnie już dwa razy. Szybko po niego sięgnęłam i wybrałam jego numer. Odebrał po pierwszym sygnale.
   -Wszystko dobrze?- Wykrzyczał wręcz do słuchawki. Był przerażony. Nie. To była panika.
   -Tak. Nie odbierałam, bo brałam prysznic.- Wymyśliłam na poczekaniu kolejne kłamstwo. Zaczynałam się nienawidzić za to, że okłamywałam najbliższe mi osoby.
   -Nic się nie działo?- Zapytał.
   -Nie.- Odparłam.- Wiesz, że w końcu będziesz musiał mi powiedzieć…-Nie pozwolił mi skończyć.
   -Wiem. Zamknij dom i nikogo nie wpuszczaj. Wszystko w swoim czasie.- Powiedział rzeczowo. - Za jakieś sześć godzin będziemy.- I tak po prostu się rozłączył.
Żadnego: „Uważaj na siebie” czy nawet zwykłego „Do zobaczenia”.
Coś było nie tak…i to nie była błaha sprawa.
Nagle usłyszałam kroki. Zanim zdążyłam się odwrócić ktoś położył dłoń na moim ramieniu.


                                                              ***


            Gęsta mgła unosiła się w powietrzu tworząc z nim jedną całość. Co jakiś czas zimny powiew wiatru zrywał z gałęzi zielone liście jakby chciał je porwać do tańca. Nagle z mroku wyłoniła się postać w długim czarnym płaszczu, co jakiś czas się za siebie odwracając, jakby bała się, że jest śledzona. W jednym momencie gwałtownie stanęła w miejscu spoglądając do góry na czarne niebo, które rozświetlały gwiazdy. Jego usta o ile można nimi było nazwać otwór w twarzy, zaczęły się powoli poruszać w cichym szepcie.
Po chwili pojawiła się przed nim ogromna grota.
Światło księżyca padło na jego twarz odbijając się od jasnej skóry. Zanim zniknął w ciemności jego usta wygięły się w złowieszczym uśmiechu.


                                                               ***


            Chodziłam w kółko zastanawiając się co powinnam zrobić. Odgarnęłam blond włosy które spadały mi na twarz. Wściekła kopnęłam leżący przede mną kamień.
   -Zmienił się…- Szepnęłam nadal nerwowo chodząc.
Liam nie był już sobą. Na samym początku nie chciałam uwierzyć w przyczynę tej zmiany oraz w sam fakt ,że ona zaszła… ale nie był już tą samą osobą.
Przez nią…
Ale to nie możliwe ,żeby zaszło to tak szybko !
Chyba, że… To niemożliwe !
Liam nie mógł oddać Rosalie części swojej duszy bo to by spowodowało utratę siły. Byłby słabszy.
No przecież on nigdy by tego nie zrobił !
Zacisnęłam mocniej pięści. Już niedługo rozegra się walka o wszystko albo oni…albo my. Liam nie mógł tracić siły. Musiałam zniszczyć jego słabość nawet jeżeli bardzo by go to zabolało.
Z czasem ból będzie coraz mniejszy.
Zamknęłam oczy.
   -To dla jego dobra.- Powiedziałam starając się w to uwierzyć. Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu…już kiedyś czułam coś podobnego. Tym razem nie miałam być tylko informatorką…ale katem wykonującym wyrok śmierci.
Spojrzałam smutno na własne ręce. Po chwili pokręciłam głową.
   -Tym razem to dla twojego dobra.- Powiedziałam głośno. Nagle poczułam przeszywający ból głowy. Wiedziałam co to oznacza. Z całych sił próbowałam odsunąć od siebie wspomnienia. Po chwili upadłam.


Szczupła blondynka stała przed zniszczoną kamienicą rozglądając się niepewnie dookoła. Na jej twarzy malował się strach. Nagle usłyszała głośne krzyki. Zerwała się ze swojego miejsca i nie myśląc o konsekwencjach pobiegła klatką schodową do mieszkania z którego wydobywały się dźwięki. Nie zważając na słowa mężczyzny który zabronił jej wchodzić do środka mocno pchnęła drzwi. W jednej chwili zbladła. Z gardła kobiety, która tuliła do siebie zakrwawione ciało syna wydobył się przerażająco głośny krzyk. Ktoś nią szarpnął i wyprowadził z powrotem na klatkę. Mocno uderzył nią o ścianę i warknął:
-To dla jego dobra. Zapomnij o tym co tu widziałaś. To nie my to zrobiliśmy. Zrozumiano ?!- Po policzku dziewczyny spłynęła łza. Mężczyzna uderzył ją w twarz. Ze strachem pokiwała twierdząco głową, w ten sposób przyjmując na siebie ciężar wiecznego kłamstwa i tajemnicy.   

Na moją rękę spadła ciepła kropla. Zdziwiona stwierdziłam ,że to łza. Tamtego dnia płakałam po raz ostatni. Zmiażdżyłam w sobie głos sumienia.
Wiedziałam co Liam będzie przechodził jeżeli wykonam polecenie Saurona i zabiję Rosalie ale wiedziałam też ,że z tym da się żyć. Przecież ja przechodzę przez to codziennie.
To dla jego dobra…i dobra nas wszystkich.


                                                          ***


            Patrzyłem w ciszy na nieruchomą twarz dziewczyny po raz kolejny stwierdzając ,że nie powinienem jej nigdy spotkać tym samym nie narażać jej na niebezpieczeństwo.
   -Dlaczego ?- Zapytała starając się mnie zrozumieć.
   -Już niedługo wszystko się zmieni. Nie możesz przed tym uciec ale jeżeli stąd znikniesz będziesz na pewno bezpieczniejsza.
   -Mam tego dość ! Wszyscy mają przede mną tajemnice ! Każdy mówi ,że stara mi się pomóc ale nikt nie tłumaczy przed czym mam uciekać !- Warknęła zła.
   -Już i tak za dużo ci powiedziałem. Przez to naraziłem cię…- Nie dała mi skończyć wchodząc w słowo.
   -…na niebezpieczeństwo !- Dokończyła za mnie.- Jeżeli to takie niebezpieczne to dlaczego ukrywasz przede mną najważniejsze fakty ?!- Westchnęła.- Może gdybym wiedziała przed czym mam się bronić udało by mi się…- Teraz to ja jej przerwałem.
   -Nie ! Proszę cię…jesteś tylko człowiekiem.- Powiedziałem zły. Jej oczy jakby zmatowiały. Moje słowa wyraźnie ją dotknęły.- Rosalie ja…
   -Przestań ! Masz racje. Jestem nikim. W takim razie czemu tamtej nocy mnie uratowałeś ?! Dlaczego nie pozwoliłeś mi zginąć ?!- Krzyczała. Powoli zaczynało we mnie coś pękać.- Dlaczego dziś tu jesteś i wymagasz ,żebym natychmiast zniknęła z miasta a najlepiej i kraju ?! Dlaczego…
   -Nie wiem !! Nie mam pojęcia !- Wykrzyczałem podnosząc się ze swojego miejsca i podchodząc do krzesła na którym siedziała czarnulka.- Nigdy wcześniej nic takiego nie czułem ! Myślisz ,że dla mnie to wszystko jest takie proste ?! Wcześniej gardziłem ludźmi ! Nic dla mnie nie znaczyli ! Byli tylko pożywieniem ! I tak po prostu wszystko się zmieniło ! Już tamtego dnia na korytarzu gdy spotkałem cię po raz pierwszy wiedziałem ,że nie jesteś zwykłym szarym człowiekiem! Jaśniałaś na tle innych. Coś mnie do ciebie przyciągało. Broniłem się jak najdłużej mogłem ale los pchał mnie w twoim kierunku ! Tamtej nocy w czasie meczu poczułem jak coś mnie rozrywa ! Wiedziałem ,że masz kłopoty. Mogłem wybrać czy zareagować czy nie…ale zanim podjąłem jakąkolwiek decyzje biegłem już w twoją stronę ! Nie mam pojęcia co mną włada i czy to jest normalne !- Zacząłem szybko oddychać zdając sobie sprawę ,że wszystko wykrzyczałem na jednym wydechu. Rosalie patrzyła na mnie z bólem w oczach.
Energicznie wstała ze swojego miejsca i do mnie przylgnęła całym ciałem. Nasze usta się złączyły w pocałunku.
Przez chwilę nie miałem pojęcia jak na to zareagować jednak moment później mocno ją do siebie przytuliłem oddając pocałunki.   
   -Nie odchodź…-Szepnęła.


_____
Od Jemi: Czy mi się podoba ? Tak :) Czy według mnie sprawiam ,że ta historia staje się coraz bardziej zawiła ? Tak :) Czy w waszej głowie pojawił się zalążek do rozwiązania tajemnicy ? Myślę ,że zaczyna się pojawiać :) Czy postawiłam przed wami jeszcze więcej niewiadomych ? Oczywiście ! :) 
Dziś miałam niezwykłą chęć na napisanie rozdziału :) Nie skarżę się na brak weny ale czasu ! Ciągle coś robię :P Wybaczcie mi :)
Mam nadzieję ,że każdy z was pozostawi pod tym postem jakiś ślad ;) Nawet nie wiecie jakie to ogromne wsparcie :)

piątek, 17 sierpnia 2012

10. Ja nie potrafię kochać.


            Patrzyłam tępym wzrokiem przed siebie zastanawiając się czy to, co się stało wczorajszej nocy nie było tylko snem.
   -Rosalie.- Usłyszałam nad sobą. Przestraszona wypuściłam z rąk szklankę. Skąd ona się wzięła w mojej dłoni ? Jason sekundę później znalazł się koło mnie i sprawnie ją złapał. Gdy zauważyłam ,że naczynie jest w nienaruszonym stanie spojrzałam na niego zaskoczona.
   -Jak to zrobiłeś ?- Zapytałam głupio.
   -Byłem obok. Sam ci przed chwilą nalałem soku.- Mruknął wskazując na karton leżący na stole.- Co się dzieje ? Od czasu meczu zachowujesz się jakby to, co dzieje się na ziemi, ciebie w ogóle nie dotyczyło.
Czy on był na mnie zły ?
   -Po prostu nadal jestem potwornie zmęczona. Nie mogłam spać w nocy. Miałam koszmary.- Odparłam przecierając dłońmi zaspaną twarz. Nie kłamałam…w pewnym stopniu. Większość nocy spędziłam z Liamem. Spałam tylko dwie godziny.
   -Może chcesz zostać w domu ?- Zapytał. Szybko pokręciłam przecząco głową. Liam kazał mi zachowywać się zupełnie normalnie, jakby nic się nie stało.- Dziś wrócę później….
W mojej głowie zaczęły przewijać się wspomnienia z wczorajszej nocy.
Bezradność i strach na twarzy Liama gdy oznajmił mi ,że od teraz nasze dusze są w pewien sposób połączone.
Bicie mojego serca kiedy powiedział ,że nie może przestać o mnie myśleć.
   -Słuchasz mnie ?- Szybko spojrzałam na bruneta, który był już widocznie zdenerwowany moim zachowaniem.
   -Tak. Wrócisz później.- Powiedziałam przypominając sobie jego pierwsze słowa. Jego rysy złagodniały.
   -Muszę pojechać do przyjaciela. Ma problemy. Poprosiłem Matta o to żeby jechał ze mną, więc zostaniesz sama. Wrócimy jutro rano. Dasz sobie radę ?
   -Tak…- Mruknęłam. Coś mi się tu nie zgadzało. Jason nie mieszałby w swoje problemy Matta. Spojrzałam na kuzyna. Miałam wrażenie ,że coś przede mną ukrywa. Chodziło o coś poważniejszego.- Tak.- Powtórzyłam stanowczo.- To tylko jedna noc. Nie jestem dzieckiem.
Nagle usłyszałam głośnie pukanie do drzwi a potem kroki. W wejściu do kuchni stanął uśmiechnięty Matt.
   -Dobra my musimy się powoli zbierać. Przed nami jeszcze kawał drogi.- Powiedział brunet i poszedł do salonu po klucze.
Delikatnie uśmiechnęłam się do przyjaciela. Postanowiłam wykorzystać to ,że zostaliśmy sami. Wstałam ze swojego miejsca i do niego podeszłam.
   -Matt ja przepraszam za wszystko... Jestem beznadziejna…-Nie pozwolił mi dokończyć. Po prostu mnie przytulił. Gdy znalazłam się w jego ramionach poczułam przyjemne ciepło. Nagle zdałam sobie sprawę z tego ,że przez ostatni czas bardzo mi go brakowało.
   -To, co się stało na meczu to nie twoja wina. Cieszę się ,że nic ci nie jest.- Powiedział w moje włosy. Odsunęliśmy się od siebie. Spojrzałam mu prosto w oczy.
   -Nie wiem dlaczego tam jedziecie ale wiem ,że Jason nie okłamał mnie bez powodu.- Matt już otwierał usta żeby zaprzeczyć.- Matt w tej chwili to nie ważne. Wiem ,że to pewnie dla mojego dobra. Nie chce żeby wam się coś stało więc obiecaj mi ,że będziecie ostrożni.- Powiedziałam. W oczach chłopaka zobaczyłam dziwny błysk.
   -Obiecuję.- Mruknął i pocałował mnie w czoło.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ich wyjazd będzie miał tak ogromny wpływ nie tylko na moje życie, ale całego świata.
            Spojrzałam na godzinę wyświetlającą się na moim telefonie. Chłopacy wyjechali dokładnie pół godziny temu. Westchnęłam. Wiedziałam ,że Jason nie narażał by Matta gdyby to nie było konieczne. Mimo wszystko bardzo się martwiłam.
Włożyłam do zlewu szklankę po soku i pobiegłam na górę wziąć szybki prysznic. Za pół godziny powinnam być w szkole.
            Po raz kolejny tego dnia zerknęłam na zegar wiszący w klasie. To była już czwarta lekcja a Liama nadal nie było w szkole. Po drugiej przestałam mieć nadzieję ,że jeszcze dziś go tu spotkam. Byłam zupełnie sama a każda minuta zamieniała się w niekończącą się godzinę. Opadłam zrezygnowana na oparcie krzesła.
Wyjęłam z kieszeni telefon tak żeby nauczyciel nie mógł tego zobaczyć. Miałam dość zmartwień na głowie.
Załamana stwierdziłam ,że nie mam żadnej nowej wiadomości ani nieodebranego połączenia.
Dlaczego nikt nie daje mi znaku życia ?
Pewnie coś się stało…
Po chwili skarciłam samą siebie za tak pesymistyczne myślenie. Jeszcze tylko dwie godziny i będę mogła wrócić do domu. Wtedy zdecyduję, co dalej.
Idiotka…
Przecież ty nie masz na nic wpływu. Możesz tylko czekać.
Zamknęłam oczy. Mogłabym zaprzeczać ile, chcę, ale taka była prawda.


                                                                   ***


            Usłyszałem cichy płacz. Po chwili do mojego nosa dostał się mocny zapach bzu i koniczyny.
Dziewczyna. Około osiemnastu lat.
Podszedłem do niej nieco bliżej.
   -Mam dość wiesz ! Zdradziłeś mnie z tą kretynką a teraz nawet nie potrafisz mi spojrzeć w oczy.- Warknęła do telefonu, który trzymała przy uchu.- To koniec !
Szybko się rozłączyła i rzuciła przed siebie komórką. Jej płacz się nasilił.
   -Przepraszam, ale podsłuchiwałem.- Czarnulka podniosła na mnie mokre oczy ale po chwili znowu schowała twarz w rękach.- Też tu lubię przychodzić, gdy jest mi źle.- Powiedziałem szczerze poklepując ogromną przewróconą sosnę.- Nie warto płakać przez takiego idiotę. Jeszcze będzie żałował. Zobaczysz.- Po raz kolejny podniosła głowę i pociągnęła nosem.
   -Dlaczego mi to wszystko mówisz ? Przecież się nawet nie znamy. Kojarzę cię tylko z widzenia. Grasz w szkolnej drużynie.- Wychrypiała. Podrapałem się po głowie.
   -Nie wiem. Czasami dobrze jest porozmawiać z kimś nieznajomym.- Odparłem i usiadłem obok niej.
   -Jak on mógł mi to zrobić ?- Zapytała wycierając łzy rękawem sweterka, który na sobie miała. Była taka bezbronna.
   -Po świecie chodzi kilku takich debili, którzy ośmieszają cały męski ród. Szkoda tylko, że na niego trafiłaś.- Dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła.
   -Dzięki.- Wzięła głęboki wdech po czym mi się dokładnie przyjrzała.- A ty ? Dlaczego tu dziś jesteś ? Jaki jest twój problem ?- Na mojej twarzy wykwitł uśmiech.
   -Bo od pewnego czasu zupełnie nie jestem sobą. Nie potrafię tego kontrolować. Ciągle o niej myślę…nie mogę się na niczym skupić. Ostatnio nawet naraziłem ją przez to na wielkie niebezpieczeństwo, ale gdybym jej nie ostrzegł to mogłaby stać jej się krzywda a tego bym sobie już nie wybaczył.-Wyrzuciłem z siebie na jednym wydechu.
   -Wiesz co to jest ?- Zapytała. Pokręciłem przecząco głową.- Miłość. Zakochałeś się w niej.
Cicho się zaśmiałem.
   -Ja nie potrafię kochać.- Dziewczyna spojrzała na mnie dziwnie.- Nie mam uczuć. Mógłbym cię teraz po prostu zabić i stąd odejść jak gdyby nigdy nic.- Nie czując z mojej strony żądnego zagrożenia zupełnie zignorowała ostatnie zdanie, które padło z moich ust.
   -Każdy człowiek ma uczucia.- Odparła. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
   -I tu pojawia się problem…Nie jestem człowiekiem.-Słyszałem jak przyspiesza jej tętno.
   -Wybacz. Chyba powinnam wracać.- Mruknęła wstając. Złapałem ją za nadgarstek.
   -Myślisz ,że teraz gdy już tak dużo wiesz po prostu pozwolę ci odejść ?- Na twarzy czarnulki pojawił się strach.- Nie powinnaś była mi ufać.- Dodałem i mocno pchnąłem ją na ziemię.
   -Zrobię, co chcesz, ale proszę cię daj mi odejść…-Jęknęła. Z jej oczu znowu zaczęły płynąc łzy. Łzy strachu. Pokręciłem przecząco głową.
   -Nie mogę.- Mruknąłem a po chwili po lesie rozniósł się przeraźliwy krzyk dziewczyny.


                                                            ***


            Jason zgasił silnik samochodu.
   -To tutaj.- Zerknął w lusterko czy ulica jest zupełnie pusta i dał mi znak głową ,że możemy wychodzić. Podeszliśmy do jednej z bram stojących tu domów. Brunet wpisał szyfr a furtka otworzyła się z cichym trzaskiem.
   -Czekają na nas. Pośpieszmy się.- Powiedział rzeczowo i ruszył do wejścia.
            Patrzyłem w ciszy po twarzach wszystkich zebranych. Trójka starszych siedziała dokładnie naprzeciwko mnie. Ich twarze nie wyrażały zupełnie żadnych uczuć. Zerknąłem w prawą stronę a potem w lewą. Każdy z łączników czuł to samo. Wszyscy byli zgodni ,że pozostało nam już niewiele czasu.
   -A więc Jasonie twierdzisz ,że on wrócił.-Po pokoju rozniósł się stanowczy męski głos jednego ze starszych.
   -Tak.- Odparł krótko brunet.
   -Co proponujecie ?- Zapytał drugi.
   -Na razie zniknęło bez śladu tylko kilka osób a zabita została jedna. Ja proponuję na razie skupić się na obronie niewinnych aż zlokalizujemy ich siedzibę. Musimy mieć pewność…-Pokiwałem głową na znak zgody. Miałem takie samo zdanie jak Jason.
   -Dobrze. Gdy uda wam się wykryć, kto jest Jego prawą ręką postarajcie się dowiedzieć jak najwięcej.-W pomieszczeniu zapanowała cisza.
            Spojrzałem na zmęczone oczy chłopaka.
   -Z powrotem ja będę prowadził. Ty jesteś zbyt zmęczony.- Mruknąłem a Jason podał mi kluczyki od auta. Gdy wsiedliśmy zapytałem.
   -Zdajesz sobie sprawę  z tego ,że ona wie ,że ją okłamałeś ?- Brunet pokiwał twierdząco głową.
   -Gdy przyjdzie odpowiedni czas o wszystkim jej powiemy. Na razie musimy ją chronić. Liam…jest jakiś…nie wiem. Nie podoba mi się.- Nie wiedziałem, co miał na myśli.
   -Uważasz ,że on jest jednym z Jego ludzi ?
   -Uważam ,że on nie jest dobrym towarzystwem dla mojej kuzynki i mam pewne podejrzenia…ale zanim kogoś oskarżymy musimy być pewni.- Zacisnąłem mocniej zęby. To wszystko zaczynało być chore. 
Poczułem dziwne ukłucie w sercu. Zdziwiony spojrzałem na Jasona. W jego oczach widziałem strach.
   -Ty też to poczułeś ?- Zapytał. Potwierdziłem skinieniem głowy. Ostatni raz czułem coś takiego podczas meczu. Ktoś miał kłopoty.
   -Jedź.- Powiedział rzeczowo Jason po czym wyjął z kieszeni telefon.


____
Od Jemi : Przyznam szczerze ,że rozdział mi się podoba :) Wprowadza do kolejnych tajemnic...których mam jeszcze trochę w zanadrzu :D Jestem pewna ,że w waszej głowie pojawiło się mnóstwo pytań. Spokojnie , już niedługo dostaniecie na nie odpowiedzi ;)
Tak na marginesie mam wrażenie ,że to tylko połowa rozdziału jednak gdybym napisała dalszą część byłby on stanowczo za długi :) Więc postanowiłam go rozłożyć na dwa :)
Dedykacja : Dla Akwamaryn :) Za to ,że jesteś i nadal ze mną wytrzymujesz :*

wtorek, 7 sierpnia 2012

9. Część mnie teraz żyję w tobie.

                W ciszy patrzyłam na ślady trzech głębokich cięć na moich plecach. Powoli wyciągnęłam drżącą dłoń i delikatnie dotknęłam blizn. Zamknęłam oczy próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Pustka. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
   -Proszę.- Mruknęłam szybko zarzucając na ramiona sweterek. Do pokoju wszedł Jason.
   -Proszę cię… powiedz mi, co tam się stało.- Po jego minie można było wywnioskować, że strasznie się martwi. Westchnęłam. Sama nie miałam pojęcia, do czego doszło. Pamiętam jak na parkingu ktoś szeptał mi do ucha a potem ogromny ból i zapach własnej krwi. Jeden cios w brzuch wystarczył, żebym się przewróciła. Widziałam absolutną ciemność. Co działo się potem…nie wiem? Obudziłam się w lesie. Przy Liamie.
   -Rosalie.- Powiedział stanowczo Jason przerywając moje rozmyślania. Szybko na niego spojrzałam starając się wrócić do rzeczywistości.- A więc?
   -Poszłam po coś do picia, ale kolejka była strasznie długa a mi było zimno, więc chciałam wziąć z samochodu kurtkę…-Brunet po raz kolejny mi przerwał.
   -Sama ? Przecież tam panują egipskie ciemności !- Powiedział.
   -Nie mam przecież dwóch lat a nasz samochód był blisko. Wtedy nie pomyślałam nawet ,że może mi coś grozić. Gdy byłam już przy aucie ktoś mnie zaatakował. Nie wiem, co bym zrobiła gdyby nie szybka reakcja Liama.- Patrzyłam mu prosto w oczy czekając na jego kolejny ruch. Zorientuje się ,że kłamie ? Jason zna mnie od zawsze.
   -Ale skąd on wiedział ,że potrzebujesz pomocy ?- Drążył. Chciał mi wierzyć ,ale wiedział ,że coś się nie zgadza.
   -Sama się zdziwiłam tym faktem. Powiedział ,że gdy wyszedł na boisko zauważył ,że moje miejsce jest nadal puste. Musiał widzieć jak wychodzę zaraz na początku przerwy. Przeczuwał ,że coś jest nie tak. Może to intuicja , nie wiem.- Mruknęłam niedbale.
   -Ufasz mu ?- Zapytał po chwili ciszy. Dziwnie na niego spojrzałam. A czemu miałabym nie ufać ? No tak…teraz już jestem pewna ,że Liam nie jest człowiekiem ,ale przecież Jason nie ma o tym pojęcia.
   -Czemu pytasz ?- Wybrałam najrozsądniejszą odpowiedź , czyli nie udzieliłam żadnej.
   -Nie wiem ale ten gość nie wydaje mi się…dobrym towarzystwem dla ciebie. Ja nie będę ci niczego zabraniał ale uważaj na niego , zgoda ?- Pokiwałam twierdząco głową. Wstał. Gdy miał już wyjść odwrócił się i z troską w oczach mruknął.- Dobrze ,że nic ci się nie stało. Nie wybaczył bym sobie tego.
Delikatnie się do niego uśmiechnęłam. Brunet wykonał podobny gest po czym wyszedł zostawiając mnie samą z myślami.
A co jeżeli Jason ma racje i Liam nie jest kimś „dobrym” ?
Nadal nie mogłam uwierzyć w to co widziałam…nie dlatego ,że nie wierzyłam w istnienie różnego rodzaju stworzeń bo zawsze podświadomie dopuszczałam do siebie takie myśli (za co byłam później na siebie zła) ale dlatego ,że nie wierzyłam ,że to ja będę miała styczność z kimś takim ,że ktoś taki będzie mi tak bliski.
Opadłam na poduszki.
To co widziałam było…tak piękne a jednocześnie tak przerażające.
Spojrzałam na ciemność za oknem.


                                                                       ***


            Zatrzymałem się z piskiem. Nie wprowadzając wcześniej ścigacza do garażu wszedłem do sporego budynku którego kazali nam nazywać na czas nieokreślony „domem”.
   -Liam. Mroczny Pan cię wzywa.- Usłyszałem. Nie patrząc na nikogo ruszyłem w stronę długiego ciemnego korytarza. Szybko pokonałem całą odległość i już po chwili pukałem do drzwi.
   -Proszę.- Natychmiast wszedłem. Stanąłem przed dużym biurkiem przy którym siedział. Patrzyłem na niego z wyczekiwaniem. To nie był najlepszy moment na to ,żeby się z nim spotkać…byłem wykończony. Sauron na pewno to wyczuł. Musiałem zregenerować siły jak najszybciej.
   -O co chodzi Panie ?- Zapytałem.
   -Zabiłeś jednego z naszych ludzi aby obronić śmiertelniczkę.-To nie było pytanie. On to wiedział.
   -Gdyby nie ja ona by tego nie przeżyła. Jeżeli będziemy pozwalać każdemu z nas zabijać na terenie miasta władze szybko się zorientują ,że coś jest nie tak. Nie możemy do tego dopuścić. Kluczowym elementem naszego planu jest atak z zaskoczenia gdy będziemy mieć już wystarczająco dużą armię.- Mówiłem patrząc mu twardo w oczy.- Zrozumiałe jest to ,że każdy z nich potrzebuje pożywienia które przydziałowo dostają ale jeżeli teraz każdy będzie polował na własną rękę stracimy wszystko na co tak długo pracowaliśmy.
Sauron popatrzył na mnie w skupieniu. Analizował to co powiedziałem.
   -Przyznaję ci racje. Pamiętaj jednak o tym kim jesteś i dlaczego walczysz.- Odparł dokładnie wypowiadając każde słowo. Pokiwałem głową na znak zgody.- Odejdź. Musisz odpocząć.-Dodał i odwrócił się do mnie tyłem.
W tamtym momencie na jego twarzy pojawił się uśmiech którego nie dostrzegłem.
            Wszedłem do głównego pomieszczenia i stwierdziłem ,że tutaj na pewno nie będę miał spokoju. Adam, Marcus i Mona grali w kary głośno się śmiejąc. Momentami zachowywali się tak ludzko. Skierowałem się w stronę drzwi gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę.
   -A ty znowu znikasz ?- Natalie patrzyła na mnie ze złością w oczach. Westchnąłem i wyjąłem swoją dłoń z ręki blondynki.
   -Muszę przemyśleć parę spraw. Sam.- Ostatnie słowo dodałem znacząco na nią patrząc.
   -Co się z tobą dzieje ? Ostatnio ciągle chodzisz dziwnie zamyślony i nieobecny…- Warknęła.
   -To nie twoja sprawa Natalie. A teraz wybacz bo wychodzę.- Odburknąłem i wyszedłem z budynku. Spojrzałem na swojego ścigacza ale po chwili machnąłem ręką.
Moje myśli krążyły ciągle wokół jednej osoby. Ciemne ,długie włosy…czarne oczy i delikatna jasna cera.
Rosalie…
Zanim się zorientowałem byłem już pod jej domem i rzucałem niewielkim kamieniem w okno.    


                                                                      ***


            W pierwszym momencie gdy usłyszałam jak coś odbija się od mojego okna ,przestraszyłam się. Jednak po chwili zdałam sobie sprawę ,że to może być Liam. Szybko zrzuciłam z nóg kołdrę i podeszłam do okna. Otworzyłam je po czym wyjrzałam na zewnątrz.
   -Liam ?- Zapytałam w ciemność. Sekundę później dostrzegłam sylwetkę dobrze zbudowanego chłopaka.
Musimy porozmawiać. Po prostu muszę cię ostrzec.
W mojej głowie nadal rozbrzmiewało ciche echo jego słów. Do tego chyba nie będę umiała się przyzwyczaić. Nigdy.
   -Zaraz do ciebie zejdę.- Szepnęłam i już miałam się odwrócić gdy zrobił to po raz kolejny.
Nie ! Jason na pewno cię usłyszy. Nikt nie może wiedzieć ,że rozmawiamy. Wyskocz. Złapię cię.
   -Chyba oszalałeś !- Powiedziałam głośno. Ten cicho się zaśmiał.- To się nie uda. Jestem na pierwszym piętrze , jest ciemno a ty nie dasz rady mnie utrzymać.- Wyrzuciłam z siebie na jednym oddechu.
Zupełnie we mnie nie wierzysz. Jeszcze nie wiesz ile potrafię. Zaufaj mi.
Przygryzłam wargę. Wiedziałam ,że jeżeli chcę się czegoś dowiedzieć to muszę to zrobić. Bardzo chciałam też znaleźć się w jego ramionach. Z drugiej strony nie byłam pewna czy mogę mu na tyle zaufać, żeby zaryzykować życie.
Rosalie…
Delikatnie się uśmiechnęłam. Tak ładnie wypowiadał moje imię. Stop ! Opanuj się. Wzięłam kilka głębszych oddechów.
Muszę zaryzykować.
Weszłam na parapet i po prostu wyskoczyłam.
Skok trwał dosłownie sekundę.
Znalazłam się w ciepłych i silnych ramionach bruneta.
   -Zabiorę cię tam gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać.- Mruknął cicho i zaczął biec. Wykorzystując tą okazję złapałam go mocno za szyję tym samym przyklejając się do niego całym ciałem.
Gdy zorientowałam się ,że stoimy w miejscu otworzyłam oczy i spuściłam nogi na ziemię. Byliśmy po środku wielkiej polany. Liam zdjął z ramion kurtkę. Położył ją na trawie zachęcając mnie do tego ,żeby na niej usiadła. Gdy już usiedliśmy brunet twardo na mnie spojrzał.
   -Nie powinno mnie tu dziś być i ciebie także. Powinnaś zapomnieć o tym co się dziś stało…-Powiedział.- Ale nie potrafię tak po prostu tego zostawić. Grozi ci niebezpieczeństwo a ja nie chcę ,żebyś była na nie narażona. Musisz wiedzieć kim jestem i w co wplątujesz się będąc tu dziś ze mną.
Patrzyłam na niego nadal nic nie rozumiejąc.
   -Wiem ,że nie jesteś człowiekiem ale nie przeszkadza mi to.- Cicho się zaśmiał.
   -Wiesz ,że jestem niebezpieczny. Jestem potworem. Zabijałem już ludzi.- Zacisnęłam usta.
   -Na pewno nie robiłeś tego dla zabawy.- Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
   -Jesteś tego pewna ?- Zapytał patrząc mi głęboko w oczy.
   -Jestem pewna tego ,że nie jesteś kimś złym. Gdybyś był zły pozwoliłbyś mnie zabić.- Zamknął oczy.
   -Liam…o co chodzi ?- Zapytałam łapiąc go za rękę.
   -Nigdy wcześniej się nie czułem tak jak teraz. Nie mogę przestać o tobie myśleć… Mam wrażenie ,że już wcześniej gdzieś cię spotkałem.- Przerwał. Moje serce zaczęło walić.- Ratując ciebie oddałem ci cząstkę swojej duszy. Część mnie teraz żyję w tobie.
   -Co to znaczy ?- Wyrwało mi się natychmiast.
   -To znaczy ,że od teraz jesteś w niewielkiej mierze taka jak ja… Jesteś imferiusem. 


____
Od Jemi: Bum ! Koniec tajemnicy :) Wszyscy już wiecie kim jest Liam. Jak mówiłam ta zagadka nie była prosta ,ponieważ zapożyczyłam tylko nazwę stworzenia z kultowych powieści J.K. Rowling (Delikatnie ją zmieniając. Poprawnie :inferius.) Dla tych którzy nie czytali przygód młodego czarodzieja szybko wytłumaczę ,że inferius zupełnie się różni od mojego imferiusa :) Zostało to zrobione celowo. Imferius został stworzony na potrzeby mojego opowiadania na podstawie mojej wyobraźni :D
Co do samego rozdziału....
Wieje nudą :)
Ale spokojnie :) Już niedługo zacznie się prawdziwa akcja. Mam nadzieję ,że będziecie czekać cierpliwie i wytrwale komentować :*