niedziela, 28 października 2012

17. To znaczy ,że jesteś wybrana.



  


            Nocne niebo było niezwykle czyste jak na tą porę roku. Zza wysokich drzew na powoli żółknące liście rzucał światło księżyc. Mrok spowijał cichy las. Nagle z cienia wyszła postać w długiej czarnej szacie, która sunęła majestatycznie po ziemi. Na jej twarzy gościł złowieszczy uśmiech a usta wręcz niezauważanie się poruszały układając się w trzy słowa :
   -Przeznaczenie się dopełni…


                                                                    ***


            Spojrzałam w ciemność za oknem. Westchnęłam. Nie mogłam zasnąć. Byłam okropnie zmęczona, ale po prostu nie potrafiłam. Potrzebowałam go. Jego dotyku , głosu i zapachu. Pragnęłam go całą sobą. To było tak silne uczucie ,że aż bolało.
Zamknęłam oczy.
Nie miałam pojęcia, co ze sobą zrobić… Tak bardzo chciałam, aby ktoś mi powiedział, co mam dalej robić, w którą stronę pójść, co jest właściwe.
Jason już spał. Był wykończony.
Matt dopiero jutro wychodzi ze szpitala.
Nagle poczułam silne ukłucie w sercu to był tak przeszywający ból ,że nie było można go zignorować. Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się na zewnątrz. Zapięłam grubą bluzę i po prostu zaczęłam biec.
Nie miałam pojęcia gdzie. Najzwyczajniej w świecie pozwalałam się ponieść własnym nogą i instynktowi. 
Zdarzały mi się podobne odczucia jednak nigdy wcześniej tak silnie na nie, nie reagowałam. Zatrzymałam się dysząc. Do moich uszu dotarł głośny krzyk. Szybko ruszyłam w jego kierunku.
Po chwili znajdowałam się gdzieś w środku parku. Nad rudowłosą dziewczyną pochylało się stworzenie… wręcz wysysając z niej życie. Z jej ust wydobywał się jakby biały dym. To dusza. Rzuciłam się na nachyloną nad nią postać i zaczęłam okładać pięściami.
Szybko stwierdziłam ,że tylko go w ten sposób rozwścieczyłam. Gwałtownie się podniósł i z dzikim krzykiem próbował mnie zrzucić z pleców. Wykorzystał sekundę mojej nieuwagi i mocno pociągnął mnie za nogę tym samym zrzucając na ziemię.
Przestraszona spojrzałam mu w twarz. Wyglądał jak normalny człowiek. Na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech.
   -Deserek…- Powiedział szyderczo mierząc mnie od dołu do góry. Starałam się jakoś podnieść, ale imferius natychmiast uderzył mnie z całej siły w brzuch. Krzyknęłam bezwładnie opadając na ziemię. Poczułam przeszywający ból. Zebrało mi się na wymioty.
   -Gdzie uciekasz cukiereczku…- Jęknął nachylając się nade mną. Nie byłam w stanie się poruszać. Nie mogłam go powstrzymać.
„Posiadamy wrodzoną zdolność obrony. Możemy wykorzystywać naszą duszę. Wystarczy ,że ją przywołamy nadając jej określony kształt. Może zamienić się w tarczę albo przyjąć naszą postać i ją powielić myląc przeciwników. Nad tym trzeba pracować. Uczyć się tego.”
Nagle przypomniały mi się słowa Jasona. Skupiłam się całą sobą na czymś w rodzaju bąbla, który miałby mnie otoczyć
W tym momencie znikąd pojawiła się wysoka postać, która jednym płynnym ruchem skręciła kark nachylającemu się nade mną, imferiusowi. Zdążyłam tylko spojrzeć w czarne oczy mojego wybawcy ,ponieważ sekundę później już zniknął.
Czy to był…?
   -Rosalie ?!- Usłyszałam przeraźliwy krzyk.- Co ty tu robisz ?! Mogłaś zginąć !- Zdezorientowana spojrzałam w kierunku, z którego dochodził głos.
To Adam. Dopiero moment później spostrzegłam biegnącego obok Arona. Obaj byli akuarionami i członkami szkolnej drużyny.
   -Skąd się tu wzięliście ?- Zapytałam. Aron pomagał mi wstać.
   -Dzisiejszej nocy mamy wartę. Nie powinnaś była tu przychodzić jesteś niedoświadczona ! TO mogło cię nawet zabić.- Powiedział Adam z wyrzutem.
   -Nie kontrolowałam tego.- Chłopacy natychmiast na siebie spojrzeli.- O co chodzi ?
   -To nieodpowiedni czas. Trzeba cię odwieźć do domu i zająć się ofiarą.- Powiedział szybko i podszedł do ciała rudowłosej dziewczyny. Z pomocą Arona poszłam za Adamem.
   -Dlaczego jest nieprzytomna ? - Zapytałam widząc nieruchomą twarz dziewczyny.
Adam sprawdził puls. Odpowiedź nigdy nie padła z jego ust.


                                                                     ***


            Patrzyłam pustym wzrokiem przed siebie. Byłam za wolna… Nie dałam rady…
   -Rosalie.- Warknął na mnie Jason.- Przestań się zadręczać. Ledwo, co sama przeżyłaś. Wykazałaś się niezwykłą odwagą…
   -To nie zwróci jej życia !- Przerwałam mu agresywnie.- Ile ona mogła mieć lat ? Szesnaście ?… Była dla niego po prostu pożywieniem…- Wysyczałam.
   -Ale to nie jest twoja wina.- Dodał natychmiast widząc ,że otwieram usta. Adam i Aron siedzieli w kuchni cicho rozmawiając. Gdy przyjechaliśmy jakieś pół godziny temu Jason jeszcze spał jednak słysząc o tym, co się stało szybko przejął rolę dowódcy.
   -No jak nie ! A co ja powiem jej rodzicom ? Przykro mi… biegłam trochę za wolno ?!- Gwałtownie wstał.
   -Takie jest życie Rosalie ! Nie jesteśmy w stanie wszystkich uratować. Naprawdę podziwiam cię za to ,że ruszyłaś jej na ratunek, ale czasami jest już za późno. Nie zapominaj ,że nie jesteśmy nadludźmi !- Wykrzyczał. Spojrzałam mu prosto w oczy. Nie potrafiłam w nich odnaleźć blasku, który zawsze tak kochałam. Brunet westchnął. Zerknął na mnie i usiadł przy mnie na kanapie.- Wciąż jesteś za słaba. Nie możesz tak się narażać.
   -Nie kontrolowałam tego…- Szepnęłam patrząc na własne ręce. Kuzyn objął mnie ramieniem i pozwolił się do siebie przytulić.
   -Wiesz, co to oznacza ?
Pokręciłam przecząco głową.
   -To znaczy ,że jesteś wybrana.
   -Wybrana ? W jakim celu ?- Zapytałam podnosząc się.


                                                                       ***


            Siedziałem nad niewielkim jeziorkiem ukrytym w środku lasu patrząc przed siebie. Ten okropny ucisk w sercu, który poczułem…był przerażający.
Wziąłem do ręki kamień i rzuciłem nim zaburzając idealną powierzchnie tafli wody.
A może Ona ma racje… Czy warto zemścić się na niewinnych ludziach za krzywdę wyrządzoną przed laty ?
Nie wiedziałem, co dalej.
Musiałem zmusić się całą siłą woli, aby tak po prostu stamtąd odejść nawet nie sprawdzając czy wszystko z nią w porządku.
Ile jestem w stanie dla niej poświęcić ?   

_____
 Od Jemi : Przyznaje zaczęłam go pisać niechętnie ale w trakcie zupełnie się zatraciłam :) Miałam niesamowity napływ weny :D Czerpałam niesamowitą radość z pisania :)
Dość o mnie. Co do rozdziału to tyle mam do powiedzenia - :) 
Dziękuję za miłe komentarze :* Jesteście najlepsi ;)

niedziela, 14 października 2012

16. Dążyliśmy do tego całe życie. Nie możemy tak po prostu teraz sobie odpuścić.



            W ciszy patrzyłam na zmartwioną twarz Jasona. Zamknęłam oczy aby powstrzymać się po raz kolejny od wybuchnięcia płaczem.
   -Co tam się stało ?- Zapytał. Mocniej okryłam się kocem. Spuściłam wzrok i wzięłam głęboki oddech.
   -To nie ważne…- Szepnęłam. Jego rysy stwardniały. Był wściekły.
   -Jak nie ważne ? Od ostatniego czasu ciągle mnie okłamujesz , zamknęłaś się w sobie , nigdy nie ma cię w domu , nawet nie rozmawiasz już z Mattem a przed chwilą do mnie zrozpaczona dzwoniłaś ,żebym po ciebie przyjechał… To jest nie ważne ?! Akceptowałem to wszystko bo uznałem ,że jesteś na tyle odpowiedzialna i mi powiesz o co chodzi w odpowiednim momencie ! Więc teraz mi powiedz, co tam się stało ?- Podniósł mój podbródek nakazując mi tym samym patrzeć mu w oczy.
Miał zupełną racje. Przez ostatni czas ciągle go okłamywałam a z Mattem nie rozmawiałam już z tydzień.
Westchnęłam.
Uznałam ,że najlepszym rozwiązaniem będzie wyznanie mu prawdy.
   -Pamiętasz dzień meczu ?- Pokiwał głową.- Pamiętasz jak wszyscy byli zdziwieni ,że Liam po prostu wybiegł w jego trakcie a ja zniknęłam ?- Widział jak trudno mi było o nim mówić ale tylko po raz kolejny przytaknął.- Wybiegł ,żeby mnie ratować. Coś mnie zaatakowało na parkingu i to nie był człowiek.
   -Skąd wiedział ? Czułem zagrożenie ale nie miałem pojęcia ,że to ty.- Mruknął zdziwiony.
   -I to właśnie jest tajemnica którą ukrywałam. Liam nie jest zwykłym człowiekiem. Jest imferiusem.- Moje serce zaczęło walić. Bałam się reakcji Jasona.
   -Wiedziałem…-Szepnął.- Od samego początku było z nim coś nie tak. Po prostu to czułem. Od kiedy wiesz ?
   -Dzień po meczu mi wszystko powiedział ale uświadomiłam sobie ,że to z jego rasą mamy walczyć dopiero wczoraj. Po tym jak się dowiedziałam ,że jestem jedną z was. Ale to nie koniec…Tamtej nocy gdy jeden z nich mnie zaatakował ,Liam aby mnie uratować oddał mi cząsteczkę swojej duszy. W jakiejś części jestem teraz taka jak on.
Na twarzy Jasona malował się szok. 
   -Odczuwasz jakieś zmiany ? Masz więcej siły lub jesteś zwinniejsza ?- Zapytał. Pokręciłam przecząco głową.
   -Jednak jest coś innego. Mogę porozumiewać się z nim przez myśli.
Jason zamknął oczy.
   -Wiesz o nim coś więcej ?- Chwilę się zastanowiłam.
   -Nie ale jestem pewna ,że jest ich więcej. Dużo więcej. Chcą się zemścić na ludzkiej rasie. Planują zagładę.
Brunet przykrył twarz dłońmi.
   -Trzeba natychmiast zwołać zebranie z starszymi.


                                                                       ***


             Patrzyłem w ciszy na dwójkę nowo narodzonych których przez ostatni czas szkoliła Natalie.
   -Niech odejdą.- Powiedziałem spokojnie do dziewczyny.
   -Dlaczego ? Coś jest nie tak ?- Zapytała blondynka patrząc na mnie. Spojrzałem jej prosto w oczy i ze wściekłością powiedziałem.
   -Teraz.- Postronny obserwator pewnie by stwierdził ,że jestem niezwykle opanowany jednak w środku szalała we mnie furia wściekłości a ja starałem się ją zamaskować udawanym spokojem.
   -Odejdźcie.- Nakazała im a oni natychmiast odeszli.- Liam… o co chodzi ? Czy coś się stało ?
Gwałtownie podniosłem się ze swojego miejsca. Było mi bardzo trudno nad sobą zapanować. Jeszcze nigdy się tak nie czułem… Nagromadziło się we mnie mnóstwo sprzecznych uczuć.
Byłem wściekły, smutny, i wręcz zrozpaczony ale obojętny.
Czułem się podle. Wiedziałem ,że ją zawiodłem… niepotrzebnie się tak unosiłem ale to ona kazała mi odejść.
Czego mogłem się spodziewać ?!
Że zaakceptuje mnie całego i będziemy prowadzić idealne życie ?
Po raz pierwszy czułem się tak beznadziejnie. Miałem wrażenie ,że jestem najbardziej naiwną osobą na świecie.
   -Ona nie chce mnie znać.- Syknąłem.
   -To tylko człowiek… Myślałam ,że ich los a przede wszystkim zdanie oraz to co czują cię nie interesuje.- Opuściłem wzrok i spojrzałem na własne ręce. Zastanowiłem się nad jej słowami. Miała zupełną rację.
   -Tak było… ale ona jest inna.- W mojej głowie pojawił się obraz jej uśmiechu. Mocno zacisnąłem zęby i wyparłem to wspomnienie. Czułem ogromną potrzebę żeby jej dotknąć.
   -Wcale nie. Po prostu cię omotała. Starałam się temu zapobiec ale nie potrafiłam. Musisz o niej zapomnieć. Pamiętasz po co tu jesteśmy ? Musimy się zemścić za to co nam zrobiono… W podzięce za nieustanne przygotowanie no walki oddaliśmy siebie Sauronowi. Jest dla nas jak ojciec. Nie możemy go zawieźć. Jakiś człowiek nie powinien tego zepsuć. Za długo na to pracowaliśmy.- Wyrzuciła z siebie na jednym oddechu zaciskając przy tym pięści.
Nie mogłem się z nią nie zgodzić ale nie potrafiłem o niej zapomnieć…
Od momentu w którym wyszedłem z lasu ciągle o niej myślałem.
Przecież ona ma w sobie część mnie !
   -To może trochę potrwać zanim zapomnisz ale są ważniejsze rzeczy. Jesteśmy już prawię gotowi… Czas zakończyć przygotowania i walczyć ! To trwa już za długo Liam. Teraz musisz zignorować jej osobę i skupić się na priorytetach. Dążyliśmy do tego całe życie. Nie możemy tak po prostu teraz sobie odpuścić.- Mówiła co jakiś czas nieznacznie podnosząc głos.
Miała racje.
   -Zgadzam się. Mamy dość nowo narodzonych ?- Zapytałem rzeczowo.
   -Prawie…- Odpowiedziała.
   -W takim razie zabierzmy się do pracy.



                                                                    ***


            Oparłam czoło szybę i przymknęłam powieki. Byłam wykończona. Jason wsiadł do samochodu po stronie kierowcy.
   -Zmęczona ?- Zapytał brunet. Pokiwałam głową na znak zgody. Na zebranie które zwołaliśmy jechaliśmy ponad cztery godziny. Na obradach spędziliśmy dwie a przed nami był jeszcze powrót.
Ciekawiło mnie czy po powrocie do domu uda mi się choć na chwilę zasnąć.
Po przedstawieniu na zebraniu wszystkich nowych faktów starsi stwierdzili ,że nie ma już czasu na zwlekanie. Na jutro rano zostały zaplanowane wszystkie małe zebrania z przedstawicielami danych miast aby powiadomić naszych członków o planie działania. Wieczorem zaczynają się już pierwsze treningi grupowe.
Wszyscy wspólnie stwierdziliśmy ,że mamy bardzo mało czasu i im szybciej zaczniemy tym lepiej będziemy przygotowani na najgorsze.
Spojrzałam w ciemność za oknem. Ciekawe co teraz robił Liam…
Na wspomnienie o nim poczułam jakby ktoś mi wbił nóż w plecy. Starałam się kontrolować ale czasami zawodziłam samą siebie…
Szybko zamrugałam powiekami aby powstrzymać gromadzące się tam łzy.
Przed wyjazdem z domu obiecałam sobie ,że nie będę już więcej płakać. Okropnie mi go brakowało ale wiedziałam ,że nie mogę inaczej.
Nie akceptowałam tego co robi a on nie uważał ,że to złe…
Skup się na swoim zadaniu.
Otworzyłam oczy i przełknęłam ogromną gule która pojawiła się w moim gardle. Nie mogę myśleć tylko o sobie. Teraz odpowiadam za bezpieczeństwo wielu ludzi. 


_____
Od Jemi: Nie ma co ukrywać. Rozdział nie wyszedł mi najlepiej. Jest nudny i krótki. Przyczyną tego jest mój stan fizyczny. Jestem okropnie przeziębiona a rozdział miałam już zaczęty więc postanowiłam go zakończyć zgodnie z terminem. Bardzo przepraszam i obiecuje poprawę :) W następnym będzie się działo zdecydowanie więcej :) Postaram się dodać jak najszybciej :)
Dziękuję ,że jesteście :)

sobota, 6 października 2012

15. Chciałaś znać prawdę ! Więc ci ja powiedziałem ! Okrutny ja… pewnie zaburzyłem ci całą wizję pięknego świata ?!



            Spuściłam wzrok. Po prostu nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Byłam najzwyklejszym tchórzem. Dobrze wiedziałam ,że ukrywam bardzo ważny fakt od którego może zależeć przyszłość wielu ludzi ale nie umiałam inaczej… Gdybym powiedziała Jasonowi o tym ,że akuariony walczą z imferiusami a jednym z nich jest Liam naraziłabym go na niebezpieczeństwo.
Robiąc to co robię narażam na nie prawdopodobnie niewinnych ludzi… w tym swoich bliskich.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieję…
Po prostu nie potrafię inaczej. Nie chciałam aby Liamowi stała się krzywda.
   -Rosalie… spałaś w ogóle ?- Zapytał brunet schodząc rano do kuchni. Przelotnie na niego zerknęłam i blado się uśmiechnęłam.
   -Mało. Nie najlepiej się dziś czuję.- Skłamałam. Czułam się naprawdę podle. Po prostu chroniłam Liama… a to jeden z nich zaatakował mojego przyjaciela.
Dlaczego ?
Bo…no właśnie. Dlaczego ?
Bo nie mogę przestać o nim myśleć. Bo w jego ramionach czuje się tak bezpiecznie… Bo uwielbiam jego ciemne oczy…
…bo go chyba kocham.
Czy to jest możliwe i normalne ,żeby zakochać się w kimś w tak krótkim czasie ?
Bądźmy szczerzy. Nie jestem normalna i Liam również. Przez ostatni czas odnoszę też wrażenie ,że wszystko jest możliwe. Nigdy wcześniej nie wierzyłam w istoty nadludzkie… a teraz sama jestem jedną z nich.
   -Może odpuścisz sobie dziś szkołę ?- Zapytał patrząc na mnie z troską.
Walczyłam ze sobą ale mimo to natychmiast zaprzeczyłam.
   -To nie najlepszy pomysł…kiedy zacznę trenować będę opuszczała szkołę nie chce narobić sobie ogromnych zaległości.- Tym razem nie skłamałam. Całkowitej prawdy też nie powiedziałam. Musiałam dziś porozmawiać z Liamem a jedynym miejscem w którym mogę go tak po prostu spotkać jest szkoła.
Prawdą też było ,że chciałam zacząć ćwiczyć i rozwijać swoje umiejętności. Nie zamierzałam łamać wcześniej danej obietnicy którą składałam Jasonowi. Mówiłam ,że pomogę i nadal pragnę walczyć po stronie akuarionów.
Jednak wciąż miałam nadzieję ,że nie będę musiała występować przeciwko Liamowi.
   -Co do tych treningów to nie chce żebyś była narażona na tak ogromne niebezpieczeństwo więc jeżeli nie chcesz nie musisz tego robić. Właśnie dlatego to ukrywałem. Nie masz się czuć w obowiązku pomocy.- Mówił. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo to wszystko go martwi.
   -Jason ja chcę wam pomóc.- Powiedziałam pewnie. Kuzyn skinął głową.- Mam pytanie.
   -No.- Mruknął i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
   -Czy moi rodzice wiedzą ,że jesteśmy akuarionami ?- Brunet pokręcił głową. Już wszystko rozumiałam.
Jason nie chciał abym w tym uczestniczyła bo jeżeli coś by nie wyszło i zginęłabym z ręki jednego z imferiusów on odpowiadałby za moją śmierć. Ciekawe jakby to wytłumaczył ? Co przeżywaliby rodzice ?
Zamknęłam oczy.
Od ich wyjazdu minęły dwa tygodnie a jeszcze ani razu nie zadzwonili.
   -Oni cię kochają…- Powiedział brunet wyczuwając o czym myślę.- Tylko mają naprawdę dużo pracy…
   -Nie ważne.- Mruknęłam nie dając mu dokończyć i wyszłam z kuchni starając się powstrzymać łzy. Nigdy nie czułam ich miłości. Zawsze miałam wrażenie ,że jestem dla nich tylko ciężarem w pogoni za wielką karierą. Właśnie dlatego tak bardzo zależało mi na tym aby Liam okazał się niewinny… czułam ,że jestem dla kogoś ważna a nie obojętna.
Rosalie…co się dzieję ?
Usłyszałam w swojej głowie. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Tak bardzo pragnęłam teraz znaleźć się w jego ramionach.
Nic. Musimy porozmawiać.
Odpowiedziałam rzeczowo. Nie chciałam teraz rozmawiać z nim o tym co mnie przytłacza. Na pewno nie w takiej chwili i w ten sposób.
Za sekundę będę pod twoim domem.
Gdy tylko skończył wypowiadać zdanie jego obecność zniknęła. Usłyszałam warczenie jego ścigacza. Może i Jasonowi się to nie spodoba ale nie mam siły nawet o tym myśleć. Wyszłam z domu. Podbiegłam do bruneta a on zszedł z maszyny i złapał mnie za ręce.
   -Co się dzieje ?- Pokręciłam głową. Czy on mógł wyczuwać emocje które mną władały ?- Przecież widzę ,że coś jest nie tak.
   -Naprawdę musimy porozmawiać Liam…ale to po szkole. Jason będzie zły jeżeli opuszczę kolejny dzień.- Skłamałam. Ostatnio przychodziło mi to coraz łatwiej. Brunet przez chwilę przyglądał mi się badawczo jednak w ostateczności skinął głową na znak zgody.
   -No to jedziemy do szkoły.- Mruknął i pomógł mi wsiąść na ścigacza.


                                                                    ***


            Niespokojnie chodziłem po sali. Byłem jednocześnie wściekły i zmartwiony.
   -Co w tym dziwnego ? Rosalie przecież może mieć chłopaka.- Powiedział Matt. Zgromiłem go spojrzeniem.
   -Nie nazywaj go tak. Z Liamem coś jest nie tak. Jestem tego pewien. Od kiedy zaczął się spotykać z Rosalie to jest jeszcze bardziej widoczne.- Ciągle chodziłem w kółko przy jego łóżku. Zaraz po wyjeździe czarnulki przyjechałem do szpitala.
   -Po prostu się o nią martwisz. Liam to porządny gość. Wiem bo przecież jest w naszej drużynie. Zawsze był nieco tajemniczy ale jest nowy w szkole. To normalne.- Zaprzeczyłem ruchem głowy.
   -Mówię ci ,że z nim coś jest nie tak. Czuję to. Naprawdę to czuję.- Matt zmarszczył brwi uważnie mi się przyglądając.
   -Co masz na myśli ?- Westchnąłem i zakryłem twarz dłońmi.
   -Nie mam pojęcia. Ja po prostu to czuję.


                                                                     ***


            Spojrzałam na jednego ze swoich uczniów i się zamyśliłam. Nie rozumiem tego. To co widziałam poprzedniej nocy… było dziwne i przerażające. Sauron bardzo rzadko wychodził z naszej kryjówki a nawet jeżeli to zawsze nas o tym informował. Przynajmniej mnie i Liama.
Sam fakt ,że ma przed nami tajemnice już powinien budzić grozę. Zawsze myślałam ,że nam ufa i mówi o wszystkim. To dzięki niemu wyrwałam się z tego okropnego życia za co byłam mu w zupełności oddana. On to docenił mianując mnie jednym ze swoich najbliższych ludzi. Więc dlaczego wczoraj nic nie powiedział ?
Dlaczego miał taką przestraszoną twarz ? Myślałam ,że on nie czuje strachu. Wszyscy nazywaliśmy go Mrocznym Panem bo był najsilniejszy. Jeżeli taki jest to czego mógłbym się bać ?
   -Natalie. Sauron cię wzywa.- Usłyszałam nad sobą.
   -Przekaż mu ,że za chwilę będę.- Odparłam nie ruszając się ze swojego miejsca. Gdy odszedł spojrzałam na swojego ucznia i machnęłam na niego ręką.- Na dziś koniec. Wracaj do reszty.- Mruknęłam wstając z pnia aby po chwili ruszyć w stronę dużego budynku który jeszcze do niedawna nazywałam „domem”.


                                                                      ***


            Wzięłam głęboki oddech. Właśnie skończyła się ostatnia lekcja. Czekała mnie rozmowa z Liamem której okropnie się bałam. Nie wiedziałam jak ją rozpocząć ani zakończyć. Nie miałam pojęcia też jak zareaguje na moje słowa. Wyszłam z klasy. Idąc korytarzem nerwowo pstrykałam palcami u rąk. Gdy znalazłam się na zewnątrz od razu zauważyłam Liama. Jak zwykle stała przy nim duża grupa dziewczyn. Poczułam ukłucie zazdrości. Ruszyłam przed siebie i przepchnęłam się przez nie aby dostać się do bruneta.
   -Jesteś.- Powiedział delikatnie się uśmiechając.
   -No już ! Idźcie sobie !- Warknęłam na nie. Liam się uśmiechnął. Byłam wściekła ,że moja zazdrość go bawiła.
   -Kim ty w ogóle jesteś żeby nam rozkazywać ? Jesteś żałosna.- Mruknęła jakaś blondynka i zaczęła się śmiać. Wyraz twarzy Liama w jednej chwili się zmienił.
   -Jedyna żałosną osobą jaką widzę jesteś ty. A teraz zjeżdżajcie stąd zanim się naprawdę wkurzę !- Wysyczał groźnie na nie patrząc. Zaskoczone jego reakcją odeszły. Już otwierał usta żeby coś powiedzieć ale ja go delikatnie przytuliłam.
   -Nie warto. Jedźmy.- Mruknęłam a on pocałował mnie w czoło.
            Patrzyliśmy na siebie w ciszy.
   -Nie wiem od czego zacząć…- Jęknęłam.- Przez ostatni czas moje życie wywróciło się do góry nogami a ja to zaakceptowałam bez zbędnych pytań. Na początku wszystko wydawało mi się takie proste i oczywiste…ale to były tylko pozory. Wczoraj w nocy uświadomiłam sobie kilka konkretnych rzeczy.- Przerwałam spoglądając w ciemne oczy Liama.
   -Co masz na myśli ?- Zapytał.
   -Czym się zajmujesz Liam ? Dlaczego nagle przyjechałeś do Morgan ? Po co ? Przecież jest tyle różnych miast które są o wiele większe.- Zacisnął zęby a wszystkie jego mięście się napięły.
   -Myślałem ,że to nie jest dla ciebie ważne.- Powiedział dokładnie dobierając słowa.
   -Tej nocy kiedy tu razem byliśmy i Jason kazał mi wracać coś zaatakowało Matta. Ledwo uszedł z życiem. Trafił do szpitala.
   -Co mi przez to sugerujesz ?- Był zły. Naprawdę zły.
   -Czym zajmują się imferiusy ? Czy oprócz ciebie jest tu ktoś jeszcze ?- Zapytałam. Moje serce zaczęło walić jak głupie. Nie byłam pewna czy to ze strachu czy po prostu zmartwienia.
   -Mówiłem ci ,że nie jestem nikim dobrym…- Powiedział.
   -Odpowiedz na moje pytanie !- Podniosłam głos gdy po raz kolejny uniknął odpowiedzi.
   -Co chcesz usłyszeć ?!- Warknął zły. Po moim ciele przeszły dreszcze. Wyswobodziłam się z jego uścisku i od niego odsunęłam. Bałam się go.
   -Prawdę.- Powiedziałam patrząc mu twardo w oczy.
   -Dawno temu gdy jeszcze trwała wojna a ja byłem normalnym człowiekiem pewnego wieczoru wpadła do naszego domu policja. Chcieli zwerbować mnie do wojska jednak matka się nie zgodziła. Zaczęli wrzeszczeć i ją bić. Mój brat starał się ich powstrzymać ale został pobity. Ze złości ,że im się sprzeciwiamy na moich oczach zaczęli mordować całą moją rodzinę ! Bestialsko mnie pobili i kazali patrzeć na ich śmierć ! Krzyczeli ,że jestem tchórzem i nie jestem nic warty. Ledwo żyjącego znalazł mnie Sauron. Przemienił mnie w jednego z imferiusów i przysiągł ,że pomoże się zemścić. Właśnie po to tu jestem ! Zadowolona ?!
   -Na kim chcesz się zemścić ? To co zrobili ci ludzie było okrutne i nawet nie wiesz jak mi przykro ,że cię to spotkało ale oni już nie żyją…wojna była kilkadziesiąt jak nie kilkaset lat temu !
   -Na całej rasie ludzkiej… Sauron uważa ,że ona nosi w sobie zło.- Mówił patrząc na mnie z wyższością.
   -Kiedyś też byłeś człowiekiem !- Ryknęłam na niego wściekła. W jego oczach dostrzegłam mrok którego wcześniej nie zauważyłam. Był ogarnięty chęcią zemsty.
   -Cieszę się ,że to minęło.- Powiedział pogardliwie. Wstałam ze swojego miejsca i go popchnęłam. Nawet nie drgnął.
   -Jesteś pieprzonym egoistą ! W czasie wojny miliony ludzi spotkał okropny los ! Ale to nie powód żeby wymordować całą resztę która nie jest niczemu winna ! Brzydzę się tobą ! W takim razie mnie też zabijesz ?! Przecież ja też jestem człowiekiem !!!- Jeszcze nigdy nie byłam taka wściekła.
   -Chciałaś znać prawdę ! Więc ci ja powiedziałem ! Okrutny ja… pewnie zaburzyłem ci całą wizję pięknego świata ?!- W moich oczach zebrały się łzy. Liam widząc to nagle się opanował. W jego oczach dostrzegłam smutek.
   -Rosalie ja…przepraszam…nie chciałem cię…- Nie pozwoliłam mu dokończyć. Uchyliłam się przed jego wyciągniętą dłonią którą chciał mnie dotknąć.
   -Zniknij stąd. Teraz. Nie chcę cię widzieć ani znać.- Powiedziałam i zamknęłam oczy czekając aż odejdzie.
Zupełnie mu to nie przeszkadzało ,że jest kim jest i zabija dobrowolnie ludzi. Może i spotkał go okrutny los a to co przeżył było traumatyczne ale kiedyś takie rzeczy były na porządku dziennym. On po prostu przez chęć zemsty zamienił się w potwora.
   -Odejdź…- Jęknęłam ciągle czując jego obecność. Walczyłam całą siłą aby nie wybuchnąć przy nim płaczem. Poczułam jak obok mnie przechodzi i idzie przed siebie. Gdy ucichł odgłos jego kroków otworzyłam oczy. Byłam sama. Nawet nie zauważyłam kiedy po moich policzkach zaczęły cieknąć łzy.
Wyjęłam z kieszeni telefon i drżącymi rękami wybrałam numer.
   -Jason…błagam cię przyjedź po mnie…- Wyjąkałam do komórki ciągle płacząc.    


_____
Od Jemi : Zaskoczeni ? :D Rozdział mi się podoba :) Jesteśmy już zdecydowanie bliżej końca opowiadania :) Dziękuję ,że jesteście :*