środa, 21 listopada 2012

19. Byliśmy gotowi na wszystko. Zupełnie wszystko nawet rozlew krwi…ale nie na to co stało się potem. Tego nie spodziewał się żaden z nas.



            Moje serce waliło jak opętane. Stałam jak sparaliżowana. Nie mogłam nawet przełknąć śliny. Nawet nie miałam pojęcia czy oddycham.
   -Liam…- Szepnęłam patrząc w niezwykle ciemne oczy chłopaka. Tak długo starałam się wyrzucić go ze swoich wspomnień ale gdy tylko na niego spojrzałam wszystko przestało się liczyć. Tak bardzo pragnęłam znaleźć się w jego objęciach przez ten cały czas ,że myślałam iż już nigdy to nie będzie możliwe.
   -Rosalie…- Odparł ale nagle ktoś mu wszedł w słowo.
   -Czego znowu od niej chcesz ?- Warknął Jason. W tym momencie się ocknęłam. Po mojej prawej stronie stał blondyn a po lewej brunet. Jak oni się tu znaleźli ?
   -Jeżeli stąd nie odejdziesz w ciągu pięciu sekund to ci pomożemy.- Dodał groźnie Matt. Na mojej twarzy pojawiło się przerażenie.
   -Przestańcie !- Powiedziałam spoglądając na nich. Nie chciałam żeby Liam odchodził. Tak bardzo się bałam ,że już nigdy więcej go nie zobaczę.- Po co przyszedłeś ?- Zapytałam znowu na niego spoglądając. Powstrzymywałam się całą siłą woli żeby go nie dotknąć aby sprawdzić czy jest prawdziwy.
   -Musimy porozmawiać.- Odparł. Przytaknęłam mu. Wiedziałam ,że nie powinnam tego robić ale nie potrafiłam inaczej. Tak bardzo chciałam być blisko niego.
   -Zostawicie nas na chwilę samych ?- Zapytałam Jasona i Matta. Ci wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
   -Ok. Ale macie stać przed domem. Chcę wiedzieć ,że jesteś bezpieczna.- Powiedział szybko Jason.
   -Spokojnie. Nic jej przy mnie nie grozi ale jeżeli dzięki temu będziesz się pewniej czuł to nie mamy nic przeciwko.- Odpowiedział mu szybko Liam. Jason zmierzył go wzrokiem i nie spuszczając z niego oka razem z Mattem wycofali się co salonu. Liam stanął na schodach ganku.
Przełknęłam głośno ślinę i ignorując to że mam bose stopy oraz mokre włosy ruszyłam w jego stronę.
   -O co chodzi ?- Zapytałam.- Myślałam ,że nie zmienisz swojego zdania.
Chłopak stał w ciszy przyglądając się moim mokrym włosom. Wtedy to zrozumiałam.
   -Ty wcale nie zmieniłeś zdania. Nadal chcesz się mścić. W takim razie po co tu przyszedłeś ?!- Warknęłam na niego zła. Poczułam się okropnie zraniona. Swoją obecnością dał mi nadzieję i zburzył gruby mur który wokół siebie zbudowałam.
   -Musiałem cię zobaczyć…- Szepnął wyciągając rękę w moją stronę. Gwałtownie się odsunęłam.- Rosalie ja…
W moich oczach zebrały się łzy.
   -Lepiej by było gdybyś nie przychodził.- Powiedziałam słabo. Musiałam bardzo panować nad swoim głosem aby nie dać po sobie znać ,że jestem na skraju załamania.
   -Nie rób tego.- Powiedział cicho. Odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Były przepełnione smutkiem. Poczułam ukłucie bólu… a po chwili kolejne.- Gdy ciebie nie ma obok wszystko jest szare i bezwartościowe…
Po moim policzku spłynęła pierwsza z wielu łez.
   -W takim razie dlaczego to robisz ? Dlaczego jesteś po stronie imferiusów ? Możemy walczyć razem.- Mówiłam z nadzieją. Wyciągnęłam w jego stronę rękę.
Było słychać tylko mój przyspieszony oddech.
Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem.


                                                                         ***


            W salonie panowała zupełna cisza. Nie słyszałem nawet tykania zegara. Jakby świat się zatrzymał. Siedzieliśmy w bezruchu z wzrokiem wlepionym w dwójkę młodych ludzi stojących na ganku. Byliśmy gotowi na wszystko. Zupełnie wszystko nawet rozlew krwi…ale nie na to co stało się potem. Tego nie spodziewał się żaden z nas.



                                                                        ***


            Nie miałem pojęcia co odpowiedzieć. Co zrobić. Nie wiedziałem nic. Patrzyłem na jej wyciągniętą dłoń. Nie byłem pewny swojej decyzji ale powoli ją chwyciłem a gdy nasze ręce się złączyły całe moje ciało przeszył niebywały ból. Czułem jak ziemia znika mi spod nóg. Gdzieś w oddali słyszałem przerażony krzyk…po chwili wszystko zniknęło.

Po niewielkiej kuchni roznosił się radosny śmiech. Do stołu podeszła kobieta w średnim wieku z misą w rękach.
   -Chris , Liam !- Podniosła głos starając się uspokoić chłopców. Byli do siebie bardzo podobni. Gdyby nie różnica wieku można by było pomyśleć ,że są bliźniakami. Oczy kobiety były bez blasku. To panująca wojna ją  tak wykończyła. Śmiech chłopców zagłuszyło głośne pukanie do drzwi. Nie. Nie można tego nazwać pukaniem. Dźwięk był tak głośny jakby ktoś napierał na drzwi całą powierzchnią ciała. Wszyscy stali sparaliżowani czekając na to co się dalej stanie.
   -Przyszli po nas…- Zdążył szepnąć Chris bo już po chwili w maleńkim mieszkaniu stało dwóch mężczyzn. Nie mieli jednak na sobie mundurów tylko długie szaty.
   -Udało się.- Usłyszeli cichy chrapliwy głos. Zza mężczyzn wyłoniła się postać człowieka. Jego skóra była biała. Usta i nos były tylko wycięciami w twarzy. Nie posiadał on warg ani włosów. Całą głowę miał pokrytą czarnymi tatuażami. Jednak nie to przerażało najbardziej… Jego oczy… miały odcień niekończącego się mroku. Gdy się w nie patrzy ma się wrażenie widzieć… okropny ból i zło.
   -Kim jesteście ?!- Krzyknęła kobieta zakrywając dzieci swoim ciałem. Mężczyzna okrutnie się uśmiechnął.
   -Waszym przeznaczeniem.- Pstryknął na swojego pomocnika który podszedł do kobiety i popchnął ją. Złapał młodszego chłopca za ramię i mocno do siebie przyciągnął.
   -Liam !- Krzyknął starszy. Chłopak spojrzał na niego z przerażeniem.

Wziąłem kilka głębokich oddechów. Wiedziałem co mnie czeka za chwilę. Ból wrócił z podwójną siłą. Z mojego gardła wydobył się krzyk. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie czułem.


Krew. Wszędzie krew. W rogu pokoju leżało zakrwawione ciało kobiety. Jej klatka piersiowa wręcz niezauważalnie się poruszała.
   -Nigdy się nie poddawaj…- Wyszeptał starszy brat. Ich serce przestało bić w tej samej chwili. Młodszy chłopak zaczął niebywale głośno krzyczeć dławiąc się łzami, krwią i złością wiedząc ,że to jego wina… Umierał. Umierał wśród trupów którzy jeszcze przed chwilą byli dla niego najbliższą rodziną…
Wtedy pochyliła się nad nim piękna blondynka.
   -Nie pozwolimy ci umrzeć. To dla twojego dobra…- Szepnęła klękając przy nim. Rozłożyła ręce podnosząc głowę wysoko ku górze. Z jej klatki piersiowej wydobyła się wstęga niebieskiego światła która uderzyła w ciało nastolatka.


Zacząłem ciężko oddychać. Po całym moim ciele spływał pot. Byłem wykończony. Czułem się jakby ktoś rozrywał mnie raz za razem gdy udało mi się już zregenerować.
   -Liam…- Gdzieś z nicości w której byłem zaczął docierać do mnie głos.
   -Nie potrafiłem ich uratować.- Odpowiedziałem.- Nie mogłem !
W tym momencie oślepiła mnie biel. Przymrużyłem oczy.
   -Nie mogłem…- Mówiłem co chwilę. Nagle znalazłem się z powrotem na ganku. Klęczała nade mną Rosalie a po jej policzkach ciekły łzy.
   -Liam ! Co się stało ?!- Krzyknęła spanikowana.- Jasoon !- Wydarła się odwracając głowę w stronę drzwi wejściowych.
   -Wspomnienia. Teraz już wszystko wiem. Już rozumiem. Miałaś rację.- Mówiłem chaotycznie gdy cała prawda zaczynała do mnie docierać.- On je zmienił.
   -Co rozumiesz ? Jasooon !!- Krzyknęła głośniej.- Nie ruszaj się. On zaraz tu będzie.
Po chwili z domu wyszedł brunet mając w rękach ręcznik. Podszedł do mnie.
   -Możesz wstać ?- Zapytał. Pokiwałem głową. Jednak to nie było takie proste. Straciłem tyle energii ,że przy siadaniu niesamowicie się zmęczyłem. Byłem wyczerpany. Razem z Rosalie pomogli mi wstać. Powoli weszliśmy do domu. Usiadłem na kanapie.
   -Jak to wyglądało ?- Zapytałem słabo.
   -Gdy złapałeś mnie za rękę po prostu upadłeś. Miałeś konwulsje. Jason pobiegł po ręcznik. Mogłeś przecież udławić się językiem… Boże. Co to było Liam ?!- Rosalie mówiła niesamowicie szybko. Była zdenerwowana i przerażona.
   -Wspomnienia. Gdy bardzo długo nie dostarczam sobie pożywienia one po prostu przychodzą. Są niebezpieczne. Ale tym razem to nie był brak pożywienia. Tylko ty.- Odparłem patrząc w jej ciemne oczy.
   -Ja ? Dlaczego ja ?
   -Gdy nasze ręce się złączyły to po prostu się stało. Nie wiem jak to działa. Ale dzięki tobie już wszystko wiem…
Nagle do salonu wbiegł blondyn.
   -Jest problem.- Stwierdził i spojrzał na mnie.
   -O co chodzi ?- Zapytała Rosalie.
   -Oni już wszystko wiedzą…jeżeli teraz zaatakują nie mamy szans.- Odparł.

 
_____
 Od Jemi: Rozdział jet dodany z dużym opóźnieniem przez mój brak weny i chęci. Co o nim myślę ?  Całkiem mi się podoba :) Jest chaotyczny :D I wszystko wyjaśnia :) Teraz już tylko z górki czas zacząć planować koniec opowiadania :) 
Dedykuję go Akwamaryn :) Za to ,że jesteś :* Mam nadzieję ,że będziesz dostawać tylko piątki kochana ! <3                                                                         

piątek, 2 listopada 2012

18. A może w ogóle nie potrafię żyć ?



           


            Otworzyłem drzwi i przepuściłem przyjaciela przodem. Szliśmy w ciszy do mojego samochodu. Każdy z nas pogrążony był w swoich myślach. Nie spodziewałem się ,że to wszystko się tak potoczy…,że oni wrócą i po raz kolejny wywrócą nasze życie do góry nogami. Wiedziałem ,że mogę naprawdę dużo stracić… Każdy z nas wiedział. Jednak między nimi a mną jest różnica.
Oni mieli prawo wyboru. Ja takiego nigdy nie dostałem.
Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka.
   -Odwiozę cię do domu.- Powiedziałem przekręcając kluczyki w stacyjce.
   -Nie. Jadę z tobą.- Spojrzałem na niego z wyrzutem.
   -Matt. Dopiero, co wyszedłeś ze szpitala. Odpocznij trochę. Treningi będą się odbywały, co wieczór. Możesz sobie odpuścić z dwa czy trzy spotkania i dojść do siebie.- Blondyn pokręcił głową.
   -Nie. Miałem wystarczająco dużo czasu ,żeby odpocząć w szpitalu. Nie chce siedzieć bezczynnie, gdy wiem ,że mogę pomóc Jason. To mnie dobija.
Zrezygnowany przytaknąłem.
   -Zwołałem małe zebranie z przedstawicielami sektorów.- Powiedziałem.- To nie potrwa długo.- Dodałem przyciskając pedał gazu z całej siły.


                                                                      ***


            Szybko zamrugałam powiekami. Gdzie ja byłam…? Podniosłam się z ziemi i rozejrzałam dookoła. Ze zdziwieniem stwierdziłam ,że znajduję się w parku. Nagle zauważyłam na ścieżce pochylającą się postać. Powoli zaczęłam iść w jej stronę. Gdy byłam już wystarczająco blisko z moich ust wyrwało się słowo :
   -Jason…- Spojrzałam na twarz kuzyna. Po jego policzkach ciekły łzy.
   -Dlaczego jesteś smutny ?- Zapytałam.
Chwilę czekałam na odpowiedź jednak jej nie usłyszałam. Chciałam dotknąć jego ramienia jednak nie potrafiłam.
    -Przepraszam…- Szeptał cicho.
-Jason !- Krzyknęłam. Jednak mój głos jakby zupełnie się rozmył.
   -On cię nie słyszy…- Usłyszałam na sobą. Odwróciłam się a moim oczom ukazała się rudowłosa dziewczyna.
    -To ty…- Szepnęłam.
   -Dziękuję ,że próbowałaś.- Powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Nagle z głębi parku wyłoniła się postawna sylwetka Liama. Jason podniósł się i spojrzał na niego z obrzydzeniem.
   -To wszystko twoja wina skurwynynie !- Krzyknął pokazując na coś ręką. Patrzyłam na tą scenę w ciszy.
   -Zabij mnie.- Powiedział słabym głosem Liam. Moje serce od razu szybciej zabiło. Podbiegłam do Jasona i zaczęłam krzyczeć, aby tego nie robił, bo wtedy zabije i mnie.
   -To nic nie da. Oni cię nie słyszą.- Powiedziała spokojnie rudowłosa dziewczyna.- Ty już nie żyjesz…- Dodała wyciągając rękę. Powiodłam wzrokiem za jej palcem. Moje ciało leżało bezwładnie całe we krwi i błocie.

            Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej. Moje serce biło z niesamowitą prędkością. W tym momencie poczułam dobrze znany mi zapach bezpieczeństwa.
Rosalie ?
Gdy usłyszałam jego głos wszystko jakby się zatrzymało. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku ani się poruszyć.
Wszystko dobrze ?
Po moich policzkach ciekły łzy. W tym momencie wszystko pękło.
Już nigdy nie będzie dobrze…
Odpowiedziałam i ze skupieniem wyparłam go ze swoich myśli tym samym przerywając nasze połączenie. Zupełnie bezsilna opadłam na poduszkę. Starałam się stłumić płacz, ale nie potrafiłam. Tak bardzo pragnęłam jego obecności…miałam wrażenie ,że ktoś mnie rozdziera. Mogłam się okłamywać jak długo chciałam, ale prawda jest taka ,że po prostu nie umiem bez niego normalnie żyć.
A może w ogóle nie potrafię żyć ?


                                                                         ***


            Kopnąłem z całej siły w leżący na mojej drodze kamień. Ten uderzył w drzewo, które po chwili z głośnym hukiem spadło na ziemię złamane w połowie. Złapałem się dłońmi za głowę.
Już dawno straciłem kontrolę nad sobą. W dniu, w którym Ją poznałem mój los był przesądzony.
Szedłem szybkim krokiem po parku. Na jednej z ławek dostrzegłem blondwłosą dziewczynę. Usiadłem obok niej.
   -Czy warto być pamiętliwym ?- Zapytałem nawet na nią nie patrząc.
   -Nie rozumiem, co masz na myśli.- Odparła nieco zdziwiona.
   -Dawno temu stało się coś złego. Czy warto teraz za to się mścić ?- Zerknąłem na jej ręce. Drżały. Była zdenerwowana.
   -Nie. Każdy z nas powinien nauczyć się wybaczać.- Westchnąłem. Wstałem i poszedłem dalej.
Musiałem wybrać. Albo walczę po Jej stronie albo przeciwko Niej…



                                                                        ***


            Po raz kolejny uderzyłam w materac. Biorąc głęboki oddech zaczęłam się podnosić.
   -Nie potrafię !- Krzyknęłam zła na Jasona. Nie mogłam wydobyć z siebie nic więcej.
   -Potrafisz ! Nikt nie mówił ,że będzie łatwo.- Dodał.- Spróbujmy jeszcze raz.
Przytaknęłam mu głową. Chłopak szybko do mnie podbiegł. Skupiłam się na wytworzeniu czegoś w rodzaju tarczy, która miałaby mnie ochraniać. Jednak brunet był szybszy. Zarzucił mnie na swoje plecy.
   -Nienawidzę cię !- Krzyknęłam cicho się śmiejąc.- Matt ! Ratunku !
Blondyn sekundę później pojawił się obok mnie i pomógł mi zejść. Każdy z nas wziął po butelce wody. Po chwili siedzieliśmy już na jednym z materaców.
   -Nie myślałam ,że to będzie takie trudne.- Jęknęłam nie mogąc odkręcić butelki. Byłam wykończona. Ćwiczyliśmy już od ponad trzech godzin a ja nie zrobiłam żadnych postępów. Matt odkręcił moją butelkę i delikatnie się do mnie uśmiechnął.
   -Dzięki.- Mruknęłam odwzajemniając gest. Spojrzałam na innych…każdy sobie świetnie radził. Byłam z całej grupy najgorsza.- Oni są naprawdę dobrzy…
   -Rosalie…oni ćwiczą sztuki walki od dzieciństwa. A ty dowiedziałaś się ,że jesteś akuarionem kilkanaście dni temu.- Pocieszył mnie blondyn. W trójkę patrzyliśmy na pozostałych, którzy wytrwale ćwiczyli. Znajdowaliśmy się na szkolnej hali. Przyszli praktycznie wszyscy oprócz tych, którzy akurat mieli wartę.
   -Ale nie potrafię z siebie nic wykrzesać. Jason mówił ,że jestem wybrana. Zostałam stworzona do tego żeby być akuarionem a z niczym sobie nie radzę.- Brunet westchnął.
   -Mi opanowanie swojej mocy zajęło dwa lata. Ćwiczyłem przynajmniej dwa razy w ciągu tygodnia po kilka godzin…więc widzisz ,że to nie jest łatwe.- Matt pokiwał twierdząco głową.- Ale z tobą jest inaczej. Ty sobie to przyswoisz zdecydowanie szybciej a nawet rozwiniesz swoje umiejętności. Tylko musisz ćwiczyć.- Dodał.
   -W takim razie wracajmy.- Powiedziałam podnosząc się ze swojego miejsca.
            Już dawno nie byłam tak wykończona. Gdy tylko wróciliśmy do domu marzyłam o prysznicu i śnie. Ćwiczyliśmy ponad pięć godzin a moje umiejętności nadal nie posuwały się do przodu.  Matt i Jason siedzieli w kuchni, gdy ja brałam szybki prysznic. Prosili mnie jednak żebym jeszcze na chwilę do nich zeszła jak skończę. Przeczesując szczotką mokre włosy schodziłam po schodach. Byłam tak zmęczona ,że musiałam bardzo się skupiać na tym żeby się po prostu nie przewrócić. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Zaskoczona ,że ktoś mógł przyjść o tej godzinie, bez zastanowienia podeszłam do drzwi. Przekręciłam klucz i je otworzyłam. Gdymój wzrok spotkał się z oczami gościa z mojego gardła wyrwał się tylko cichy jęk. W tym samym momencie szczotka, którą trzymałam w dłoni spadła na ziemię z głośnym trzaskiem.
   -Rosalie?!- Usłyszałam podenerwowany głos Jasona.


______
Od Jemi: Dłuższy niż poprzednio jednak nie jestem pewna czy lepszy. Mam mieszane uczucia. Czekam na wasze opinie :) Dodam tylko ,że zbliżamy się ku zakończeniu...małymi kroczkami ale jednak :D