środa, 23 maja 2012

5. Tamtej nocy już wiedziałem ,że to nie jest nasze ostatnie bliższe spotkanie.

            Samochód spokojnie zatrzymał się w miejscu. Spojrzałam na dom znajdujący się po mojej prawej stronie i otworzyłam szeroko usta.
-Tak…Adam ma bardzo bogatych rodziców.- Powiedział Matt widocznie rozbawiony moją reakcją. Nigdy nie narzekałam na pozycje mojej rodziny , ponieważ sama zamieszkiwałam spory dom jednak ten absolutnie się do niego nie umywał. Wpatrzona w ogromną wille wyszłam powoli z auta.
-Nieźle.- Mruknął Jason z delikatnym uśmiechem na twarzy.- Prawie jak w bractwie. Tylko tu nie ma nagich dziewczyn.- Dodał. Zerknęłam na niego jak na idiotę.- To ,że byłem na takiej imprezie to nie znaczy ,że należę do bractwa.- Szybko się poprawił podchodząc do mnie.
Wokoło posesji chodziło mnóstwo osób. Miałam wrażenie ,że kapitan naszej szkolnej drużyny zaprosił całe miasto.
Matt zarzucił na siebie bluzę w szkolnych barwach , które posiadali wszyscy członkowie Tytanów*. Muszę przyznać ,że wyglądał naprawdę dobrze.
-Wiem…ona mi podkreśla kolor oczu.- Powiedział do mnie ciepło poruszając brwiami w górę i dół. Widząc to wybuchłam gromkim śmiechem.
-Jak zwykle ciągle gotowy aby podkreślić swoją idealność.- Odparłam wytykając na niego język. Ten tylko się uśmiechnął.
-Wejdziemy w końcu czy tak tu będziemy stać ?- Zapytał Jason patrząc na tę scenę z rozbawieniem.
-Idziemy.- Powiedział śmiało blondyn.
Ruszyliśmy przed siebie. Po chwili byliśmy już w środku. Nie mogłam uwierzyć jak udało się tu zmieścić tyle ludzi. Zaczęliśmy się przeciskać przez tłumy bawiących się gości. Każdy z nich miał w rękach kubek a na twarzach uśmiechy.
Będzie dobrze. Jesteś tu po to ,żeby go odnaleźć.- Powtarzałam sama sobie w myślach.
Szczerze powiedziawszy nie miałam pojęcia co zrobię gdy go zobaczę. Zupełnie tego nie przemyślałam…ale coś mnie do niego ciągnęło. Musiałam tu przyjść. Po prostu musiałam.
-…a to Asher.- Usłyszałam nad sobą. Nagle zdałam sobie sprawę ,że jestem w salonie a przede mną stoi około dziesięciu wysokich i wysportowanych Tytanów.
-Cieszymy się ,że was poznaliśmy.- Powiedział szybko Jason widząc moją minę.- Odwalacie naprawdę kawał dobrej roboty. A jak wygląda sytuacja na tegoroczny sezon ?- Zapytał brunet. Adam prawie niezauważalnie kiwnął głową pozwalając się wszystkim rozejść. Jason wdał się w dyskusję z blondynem a Matt gdzieś zniknął.
-Idę się rozejrzeć.- Poinformowałam kuzyna. Ten mi tylko przytaknął i wrócił do rozmowy.
Właśnie wtedy zobaczyłam go…Miał na sobie niebiesko białą bluzę tak jak inni członkowie drużyny. Patrzył przed siebie niewidomym wzrokiem wyraźnie ignorując blondynkę która starała się go zagadać. W momencie gdy na mnie spojrzał nagle ktoś na mnie wpadł oblewając moją rękę piwem. Zupełnie zalany chłopak zaczął mnie przepraszać ale ja tylko machnęłam na niego dłonią. Zrobiłam kilka kroków w przód i zaczęłam szukać Liama wzrokiem. Jednak nie było już po nim śladu.
Zła na kolesia który na mnie wpadł zaczęłam szukać łazienki. Gdy już starannie umyłam rękę spostrzegłam przez okno ,że za domem znajduje się ogromny ogród z basenem zaraz przy ścianie lasu. Już wiedziałam gdzie chcę spędzić całą imprezę.


                                                                        ***


            Ukryty w cieniu drzew obserwowałem przechodzących ludzi. Musiałem to zrobić. Przestawałem panować nad głodem. Moim oczom ukazała się szczupła blondynka która próbowała mnie zaciągnąć do łóżka. Wiedziałem ,że to w zupełności nie zaspokoi moich potrzeb ale byłem zdesperowany. Potrzebowałem jej duszy i to natychmiast. Gdy chciałem już do niej podejść nagle obok niej zjawiła się jakaś inna dziewczyna. Skupiłem swój wzrok na blondynce.
-Niedobrze mi…-Powiedziała do przyjaciółki.- Idź już ja zaraz do ciebie dojdę.- Dodała jeszcze tylko i rzuciła się przed siebie w moją stronę. Biegnąc upadła. Zaczęła głośno oddychać. Przetarła ręką suche usta. Podniosła się i zaczęła poprawiać krótką spódniczkę którą na sobie miała. Powoli do niej podszedłem. W momencie w którym wynurzyłem się z cienia głośno pisnęła jednak gdy zobaczyła ,że to ja ,uwodzicielsko się uśmiechnęła.
-Chodź ze mną…-Szepnąłem w jej stronę wyczuwając bijącą od niej słabą energię. W takich momentach miałem wrażenie ,że zachowuje się jak narkoman który na samym końcu zadowalał się już byle czym…aby tylko dostać to czego pragnie.
-Gdzie chcesz mnie zabrać ?- Zapytała patrząc mi prosto w oczy.
-Tam gdzie nikt nas nie znajdzie i nie usłyszy…- Odparłem zupełnie poważnie. Dziewczyna widocznie zadowolona ruszyła za mną. Gdy miałem pewność ,że jesteśmy zupełnie sami i nikt nas nie może zobaczyć szybko do niej podszedłem przygwożdżając ją całą powierzchnią ciała do drzewa.
-Pragnę cię…-Jeknęła próbując złapać mnie za kroczę. W ciągu sekundy zmieniłem swoją pozycje i mocno złapałem ją jedną ręką za szyję. Dziewczyna zaczęła się wyrywać czując ,że brakuje jej powietrza.
-Może gdybyś nie była taką dziwką było by mi ciebie przynajmniej szkoda.- Powiedziałem i delikatnie otworzyłem usta. Blondynka zaczęła opadać z sił. Z jej ust wydobywała się stróżka białego światła wpadając wprost do moich.
Czułem jak ponownie odzyskuje siły. Gdy miałem pewność ,że już nie żyje rozluźniłem uścisk ręki a jej ciało opadło. Była martwa.
Wziąłem głęboki oddech.
-Od razu lepiej…-Szepnąłem w mrok.
Teraz musiałem znaleźć Natalie.


                                                                    ***


            Stałam przy dużym stole zastawionym papierowymi kubkami i puszkami piwa. Pomieszałam delikatnie złocisty napój w swojej ręce i stwierdziłam ,że piwo nie smakuje aż tak źle.
-Masz na sobie świetne spodnie.- Usłyszała głos obok siebie. Szybko się odwróciłam a moim oczom ukazała się piękna blondynka. Próbowałam sobie przypomnieć jej imię.- Natalie.- Szybko się przedstawiła.
-No tak. Przepraszam…- Zaczęłam się tłumaczyć. Ona jednak mi przerwała.
-Wiem ,że kojarzysz mnie jako kuzynkę Liama…zresztą większość tylko z tego mnie zna.- Powiedziała radośnie dziewczyna. Gdy tylko wymówiła imię bruneta szeroko się uśmiechnęłam.
-A jak podoba ci się na imprezie ?- Zapytałam ją szybko próbując zmienić temat.
-Nie jest źle…ale jestem strasznie zmęczona ,właśnie czekam na Liama bo ma mnie odwieźć.- Odpowiedziała nadal się uśmiechając. Jedyne co zapamiętałam to informacja o tym ,że Liam wraca do domu i nie koniecznie musi wrócić na imprezę.
-No tak…już po północy.- Mruknęłam wiedząc ,że to co powiedziałam było bez sensu.
-O właśnie idzie. Miło było cię poznać Rosalie.- Dodała i odeszła w stronę niedaleko stojącego chłopaka. Patrzyłam jak razem znikają za ścianą domu.
Nagle zdałam sobie sprawę ,że coś jest nie tak…
-Skąd ona zna moje imię , przecież się jej nie przedstawiłam…-Szepnęłąm szczerze zdziwiona tym faktem. Po chwili jednak uznałam ,że to nie ma znaczenia i wyjęłam z kieszeni telefon.  Szybko nacisnęłam dwójkę i przystawiłam go do ucha.
-Żyje. Jestem na zewnątrz.- Powiedziałam lakonicznie.
-Ok.- Odparł tylko Jason po czym się rozłączyłam. Dzwoniliśmy tak do siebie mniej więcej co godzinę lub dwie dając sobie znać gdzie się znajdujemy.
Westchnęłam.
-Co tak ładna dziewczyna jak ty robi tu sama ?- Usłyszałam dobrze znany mi głos. Odwróciłam się z uśmiechem na twarzy i nagle stanęłam jak wryta.
To nie był Matt…
-Przestraszyłem cię ?- Zapytał chłopak. Miał niezwykle zielone oczy które przyciągały spojrzenie.
-Z natury jestem strachliwa.- Odparłam z delikatnym uśmiechem. Chłopak był naprawdę przystojny ale…
Ale co ?
Ale nie był Liamem…
-Może miałabyś ochotę na spokojny spacer ?
-Czemu nie…-Odpowiedziałam automatycznie myśląc o wysokim brunecie który przed chwilą odjechał. Zła na siebie za to ,że przestaje myśleć zacisnęłam mocniej pięści.
 Co ja wyprawiam ? Przecież nawet nie wiem jak on ma na imię…
-Nie przedstawiłem się. Mam na imię Kayn. A ty Rosalie , prawda ?- Przytaknęłam mu.
Ciepły wiatr delikatnie wiał mi w twarz. Jak na wrzesień to nadal jest bardzo ciepło.
            Po jakiś trzydziestu minutach byliśmy już z powrotem w ogrodzie. Chłopak bardzo dużo mówił co mi absolutnie nie przeszkadzało , ponieważ miałam czas ,żeby pomyśleć. W ogóle go nie słuchałam.
-To jak ?- Zapytał. Zupełnie wyrwana z rozmyślań spojrzałam na niego zdziwiona.
-Przepraszam mógłbyś powtórzyć ?
-Wejdziemy do lasu ? Tam jest spokojniej. Adam to mój kumpel więc często tu przebywaliśmy. Znam ten las jak własną kieszeń. Niedaleko jest małe jeziorko i mostek. Pójdziemy tam ?- Zerkałam to na chłopaka to na ścianę lasu.
-Idźmy.- Odparłam.
Co się ze mną dzieje ?


                                                                     ***


            Automatycznie wyostrzyłem wzrok.
-Musze tam wrócić…-Powiedziałem do Natalie.
-Ale po co ? Dopiero co dojechaliśmy do domu.- Mówiła to lekkim tonem.
Nagle poczułem ogromny ucisk na sercu. To był strach. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem. Wiedziałem ,że jeżeli zaraz tam się nie pojawię stanie się coś złego…czego nie zniosę.
Podbiegłem do ścigacza i szybko na niego wsiadłem.
-Po prostu muszę.- Powiedziałem jeszcze do blondynki i ruszyłem przed siebie.
Intuicja prowadziła mnie do domu Adama. Jechałem jak najszybciej mogłem. Po dwóch minutach już byłem na miejscu. Szybko wbiegłem do domu.
Las…
Tylko to słowo przychodziło mi na myśl. Po chwili byłem już w jego wnętrzu. Przystanąłem i zacząłem nasłuchiwać. Do moich uszu dotarły krzyki. Niewiele myśląc rzuciłem się w tamtą stronę.
Około pięciu sekund później znalazłem się nad małym jeziorkiem. Na mostku stała para ludzi. Chłopak mocno trzymał dziewczynę za nadgarstki i na nią wrzeszczał. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę ,że to Ona…
Niecałą sekundę później trzymałem już chłopaka za szyję. Mocno go uderzyłem z pięści w twarz a ten upadł. Zacząłem w niego kopać z całej siły.
-Starczy bo go zabijesz !- Usłyszałem nad sobą zrozpaczony głos. Momentalnie stanąłem w miejscu a chłopak ledwo co się podniósł i zaczął uciekać.
Stała obok mnie a po jej policzkach płynęły łzy. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem.
Gdy zdałem sobie sprawę ,że to co robie jest głupie szybko ją wypuściłem z objęć. Co się ze mną działo ?
-Dziękuję…- Szepnęła wycierając mokre plamy na policzkach. Nadal byłem w szoku. Nie wiedziałem co robię. Szybko przyprowadziłem się do porządku i dokładniej jej się przyjrzałem.
Te ciemne oczy i włosy idealnie kontrastujące z jasną cerą…Widziałem ją już tysiące razy. Byłem pewny ,że ją znam ale nie miałem pojęcia skąd.
-Odwiozę cię do domu…- Powiedziałem pewnie. Ta tylko delikatnie przytaknęła mi głową. Tamtej nocy już wiedziałem ,że to nie jest nasze ostatnie bliższe spotkanie.
               


_________
*Tytani- Nazwa szkolnej drużyny futbolowej.
Od Jemi : Na samym początku muszę wam obwieścić ,że rozdział dodaję z opóźnieniem , ponieważ nawet nie miałam czasu go napisać :) Ostatnio znowu strasznie nas tyrają... Piątka nie podoba mi się jakoś szczególnie ale nie uważam ,żeby była jakąś wielką porażką. W końcu coś konkretnego zaczyna się dziać ! A wy co myślicie ? :)

poniedziałek, 14 maja 2012

4. To znowu się zaczynało...


Spojrzałam na postawną męską sylwetkę. Moje serce nadal szaleńczo biło…jednak gdy zwróciłam uwagę na twarz mężczyzny niedowierzenie wyparło strach.
-Jason ?- Zapytałam patrząc w ciemne oczy chłopaka którymi zawsze się zachwycałam.
-Rosalie ?- Odpowiedział pytaniem.
-Jason !- Krzyknęłam i rzuciłam się aby go uściskać. Ten mocno mnie do siebie przytulił. Gdy tylko poczułam zapach jego perfum już byłam pewna co do jego osoby.- O cholera…co ty robisz w moim domu ?! Nie widziałam cię z dobre sześć lat ! Kurcze wyprzystojniałeś…- To ostatnie wymruczałam delikatnie go szturchając łokciem. Jason łobuzersko się uśmiechnął i poprawił T-shist który akurat miał na sobie.
-Też się cieszę ,że cię widzę.- Powiedział śmiejąc się.- Ty też wyglądasz niczego sobie…a gdzie te moje ukochane kręcone włosy i aparat na zęby ?- Zapytał dla żartu za co dostał lekko w brzuch.
-Nie noszę ich od trzech lat…ale powiedź mi co ty tu robisz ?- Kuzyn pociągnął mnie za dłoń do salonu po czym usiedliśmy na kanapie. Zachowywał się jakby znał ten dom na pamięć.
-Będę tu mieszkał.- Powiedział szybko. Z szokiem spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się. Tak bardzo przez te wszystkie lata brakowało mi jego radosnego usposobienia.- Twoi rodzice wyjechali na miesiąc do Francji. Dziś z samego rana powiadomiono ich ,że za trzy godziny mają samolot do Paryża. Bardzo chcieli ci powiedzieć o tym wyjeździe służbowym ale nie mieli na to czasu. Zadzwonili do mnie i zapytali czy nie mógłbym się tobą opiekować do czasu aż wrócą. Pomyślałem czemu nie…trochę zarobię nie robiąc nic a forsa się przyda gdy za miesiąc pójdę na studia.- Ciągle się w niego wpatrywałam. Nagle na mojej twarzy zaczął pojawiać się wielki uśmiech. Skoczyłam na Jasona i go mocno przytuliłam.
-To będzie najlepszy miesiąc w moim życiu !- Pisnęłam.
-Chodź. Zrobiłem obiad. Nie jesteś zła na rodziców ,że nawet cię nie poinformowali o wyjeździe ?- Zapytał gdy szliśmy do kuchni.
Wzruszyłam ramionami. Ten zmarszczył brwi.
-I tak ich ciągle nie było w domu…Co to za różnica…-Mruknęłam. Jason wyczuł ,że mój humor słabnie więc wyjął z mikrofali wielki karton i położył go na stół. Wpadłam w śmiech gdy go otworzył.
-Pizza…-Powiedział mocno wciągając jej zapach.- Oto mój specjał.
-Mój też…gdy mam na nią forsę.- Powiedziałam z uśmiechem. Chłopak odwzajemnił gest i usiadł naprzeciwko mnie.


                                                                        ***


Następnego dnia obudził mnie śpiew bruneta. Wstając cicho się zaśmiałam. Nadal okropnie fałszował.
-Ja chcę jeszcze trochę pożyć !- Krzyknęłam wychylając się na korytarz. W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech.
Dzień mijał dość spokojnie. Pierwszy raz na biologii pokutowałam za swój wczorajszy wyskok.
Później miałam godzinę wolną więc postanowiłam to wykorzystać i wyszłam na zewnątrz. A dokładniej udałam się na trybuny przy boisku szkolnym. Zdziwiona stwierdziłam ,że jest tam naprawdę dużo ludzi. Zwykle gdy była ładna pogoda można było spotkać sporo rozmawiających grupek przyjaciół ale nie takie tłumy. Nagle uderzyłam się otwartą dłonią w czoło.
-No taaak ! Matt mi przecież mówił ,że dziś będą jak co roku wybierani nowi zawodnicy do naszej szkolnej drużyny.- Mruknęłam sama do siebie. Przeklinając swoją głupotę spojrzałam na boisko. Usiadłam dość blisko aby poobserwować ćwiczących chłopców.
-Ustawcie się w rzędzie !- Ryknął kapitan. Grupka chłopaków w ochraniaczach zaczęła się gramolić między sobą. Gdy w końcu ustawili się w dość przystępny sposób można było zaczynać swego rodzaju eliminacje. Wszyscy chętni byli sprawdzani pod względem : szybkości , zwinności i siły. Zafascynowana patrzyłam jak kapitan wyciska z wszystkich siódme poty gdy nagle na trybunach zrobił się nie mały szum. Zdenerwowana niespodziewaną ekscytacją widzów zmierzyłam ich złowieszczo wzrokiem. Jednak po chwili uświadomiłam sobie o co chodzi…
Po boisku szedł przystojny brunet z piłką w rękach. Mając na sobie spodnie i czarną koszulkę na krótki rękaw wyglądał niczym młody bóg. Po chwili stwierdziłam ,że moje serce przyspieszyło. Zła na siebie za taką reakcje na wygląd Liama ,westchnęłam.
-Ale ja jestem głupia…-Szepnęłam. Wszyscy wgapiali się w chłopaka jak w coś co miało by zaraz zniknąć. Tylko kapitan drużyny był odporny na urok bruneta. Podszedł do niego i warknął.
-Zejdź z boiska. Trenujemy.
-Chce się dostać do drużyny.- Odpowiedział spokojnie. Blondyn prychnął.
-Już za późno. Przyjdź za rok. Nie uznaje spóźnień.- Mówił lakonicznie mierząc go groźnie wzrokiem. Liam delikatnie się uśmiechnął po czym najzwyczajniej w świecie się odwrócił i odszedł. Zdziwiona patrzyłam na miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał. Szybko odszukałam bruneta wzrokiem i uśmiechnęłam się widząc ,że doszedł na sam koniec boiska. Wolno się odwrócił i krzyknął.
-To wasza piłka !- Po chwili mocno się zamachnął i nią rzucił. Ta uderzyła w głowę jednego z chętnych który był na drugim końcu boiska. Kapitan drużyn zaskoczony się odwrócił i uśmiechnął.
-A tylko spróbuj mi się spóźnić na jakiś trening lub mecz to od razu cię wywalę !- Krzyknął do bruneta. Ten tylko skinął głową i odchodząc spojrzał na mnie. Poczułam jak robi mi się gorąco.
-Głupia małolata. Skąd masz pewność ,że patrzył na ciebie ?- Warknęłam cicho i poprawiłam opadającą mi na twarz grzywkę.


                                                                       ***



            Ona znowu tam była…
-Liam !- Usłyszałem krzyk Natalie. Gwałtownie się odwróciłem gdy nagle zdałem sobie sprawę ,że stoi tuż obok mnie. Co się ze mną działo ? Nawet nie słyszałem jej kroków.
-Co ty tu robisz ?- Zapytałem trochę zdezorientowany. Czułem się jak mały chłopiec który został przyłapany na czymś czego nie powinien robić.
-Mieliśmy się tu spotkać. Już czas.- Odparła spokojnie dokładnie analizując moją minę. To stało się już drugi raz. Wczoraj wieczorem oberwałem z kawałka konara którym we mnie rzuciła bo Ona znowu siedziała w moich myślach. Jej czarne jak noc oczy i skóra jasna jak śnieg. Potrząsnąłem głową. Nie potrafiłem się skupić.
-Przepraszam Natalie ale nienajlepiej się czuje…Muszę trochę pobyć sam. Opowiem ci dokładnie swój plan dziś wieczorem. Przed imprezą organizowaną przez drużynę.
-Idziemy na nią ?- Zapytała.
-Tak. To dobry sposób ,żeby zacząć działać i zdobyć zaufanie innych.- Mruknąłem. Widziałem ją jak przez mgłę. To znowu się zaczynało.
-Liam , wszystko dobrze ?- Usłyszałem zmartwiony głos.
-Tak. Muszę teraz po prostu pobyć sam.- Odpowiedziałem i rzuciłem się w bieg. Starałem się uciec od tego ale już po chwili upadłem a po moim ciele przeszedł dreszcz.

Przyjemny zapach roznosił się po całym domu.
-Obiad !- Krzyknęła młoda kobieta kładąc na stół misę z gorącą zupą. Miała matowe, brązowe oczy i zmęczoną minę. To panująca wojna ją tak wyniszczyła. Na jej twarzy pojawił się uśmiech gdy do małej kuchni wbiegła dwójka chłopców. Byli bardzo do siebie podobni. Bardzo często myślano ,że są bliźniakami gdyby nie ich różnica wieku.

Mocno zacisnąłem zęby. Klęczałem na ziemi głęboko oddychając. Starałem się jakoś to powstrzymać ale wspomnienia były silniejsze.


Wesoły śmiech roznosił się po niewielkim podwórku na którym biegała grupka chłopców grając w piłkę. Jeden z nich stał na uboczu miło się uśmiechając patrząc na tą scenę. Nagle podbiegł do niego najmłodszy z nich.
-Bardzo boli ?- Zapytał patrząc na obandażowaną nogę brata.

Sycząc z bólu wyparłem to wspomnienie. Nagle ból głowy przeszedł. Usiadłem pod dużą sosną czekając na najgorsze. Po chwili zwinąłem się w kłębek i krzyknąłem.


Wokoło było pełno krwi…w kącie leżało ciało drobnej kobiety która cicho oddychała. Nastolatek patrzył jak jej klatka piersiowa przestaje się poruszać…
-Nigdy się nie poddawaj…


Cały spocony leżałem na ziemi ciężko oddychając. Straciłem na to mnóstwo sił…jak zwykle. Powoli się podniosłem do pozycji stojącej po czym stwierdziłem ,że wokoło jest już zupełnie ciemno. Rozejrzałem się dookoła. Byłem tu zupełnie sam. Musiałem się doprowadzić w jakiś sposób do porządku. Oparłem się ręką o stojącą obok sosnę i starałem się odzyskać siły.
-Czas zapolować…-Szepnąłem sam do siebie. Ataki wspomnień zdarzały się tylko wtedy kiedy nie miałem szans się obronić…Było ze mną źle. Wziąłem ostatni głęboki oddech i ruszyłem przed siebie. Tej nocy w końcu będę mógł zapolować.


                                                                     ***


            Po raz kolejny wykręciłam oczami.
-Nie chcę tam iść…-Mruknęłam po raz setny. Matt i Jason patrzyli na mnie jak na kosmitkę.- Jeżeli chcecie to idźcie. Ja sobie sama poradzę.- Powiedziałam pewnie.
-Tu nie chodzi o to ,że boimy się zostawić cię w domu. Masz iść z nami i się zabawić. Niecodziennie dostaje się zaproszenie od samego kapitana drużyny na domówkę.- Mówił z podekscytowaniem Matt. Utkwiłam spojrzenie na swoich rękach. Nagle mnie olśniło…jeżeli to impreza organizowana przez kapitana szkolnej drużyny to musieli się na nim pojawić jej inni członkowie. Przed moimi oczami ukazała się scena pierwszego dnia szkoły gdy wyszłam z gabinetu dyrektora. Zapragnęłam jeszcze raz zobaczyć ten łobuzerski uśmiech bruneta.
-Co mi tam…mogę z wami iść.- Na twarzach chłopaków pojawił się uśmiech.



______
Od Jemi : Bardzo chciałam wam wynagrodzić ostatnią wpadkę...mam nadzieje ,że mi się udało :) Rozdział jet długi , trochę tajemniczy a przy ty minimalnie wieje żartem :D Kurcze muszę przyznać ,że całkiem mi się podoba :) A wam ? :)

Tylko mnie nie bić...

niedziela, 6 maja 2012

3. Ktoś biegł w moją stronę a ja nadal stałam w bezruchu czekając na najgorsze…


            Mocno złapałem za kierownice ścigacza i odpaliłem silnik. Natalie złapała mnie w pasie po czym ruszyliśmy. Ciszę między nami zagłuszał ryk silnika. Na początku zastanawiałem się czy to dobry pomysł…w końcu mieliśmy się wtopić w tłum ale dałem się przekonać gdy tylko go zobaczyłem. Poza tym Natalie miała racje co do tego ,że dzięki naszemu wejściu ludzie się nami zainteresują a my staniemy się popularni.
Po kilku minutach byliśmy już w wielkim lesie. Kilka chwil później już wjeżdżałem do małego garażu obok domu.
Gdy zsiedliśmy z motoru spojrzałem na Natalie. Nie mogłem odczytać jej wyrazu twarzy.
-Co się dzieje ?- Zapytałem.
-Nic.- Mruknęła i odłożyła kask. Westchnąłem , była strasznie uparta.
-No właśnie widzę ,że nic…-Odburknąłem.- Nie zachowuj się jak dziecko…
-Wszystko w porządku po prostu…- Spojrzała na swoje ręce. Blond włosy zupełnie zakryły jej twarz. Zawsze tak robiła gdy próbowała przede mną ukryć emocje.
-Natalie… Nie mów ,że nadal jesteś zła ?- Zapytałem próbując w jakiś sposób wyciągnąć od niej informacje. Miałem pewność ,że już dawno jej przeszło ale wiedziałem też ,że bez mojej pomocy mi nic nie powie.
-Nie. Chodzi o…o tych wszystkich ludzi. Przez nich wracają wspomnienia…Dobra ja idę ochłonąć. Wrócę za jakiś czas.- Dodała i wybiegła. Po raz kolejny westchnąłem. Muszę przyznać ,że rozumiałem Natalie. Gdy wspomnienia wracały przestawałem nad sobą panować. Dobrze ,że Sauron nie widział jej w takim stanie. Nie lubił gdy ktoś okazywał słabość. Ostatni raz spojrzałem na drzewa za którymi zniknęła blondynka i wyszedłem z garażu.
W momencie kiedy przekroczyłem próg domu podszedł do mnie Miqel.
-Mroczny Pan cię do siebie wzywa.- Powiedział mi tylko po czym razem z grupą wyszedł z domu. Jak podejrzewałem na trening. Od razu się skierowałem do pomieszczenia w którym zwykle przebywał Sauron.
Gdy chciałem zapukać usłyszałem chce zaproszenie do środka. Ostrożnie otworzyłem drzwi i wszedłem. Jak to zwykle bywało , Suron siedział na dużym fotelu.
-Wzywałeś mnie ?- Zapytałem uważnie patrząc na każdy jego ruch.
-Tak.- Odparł krótko odwracając się w moją stronę. Pomimo tego ,że znałem go już dużo czasu nadal przerażał mnie jego wygląd. Oczywiście tego nigdy nie okazywałem , nie jestem głupi. Postawą bardzo przypominał człowieka. Jednak wystarczyło spojrzeć na jego twarz aby zupełnie zmienić zdanie. Jego skóra była wręcz biała a w dotyku przypominała fakturę starego pergaminu. Usta i nos były tylko wycięciami w twarzy. Nie posiadał on warg ani włosów. Całą głowę miał pokrytą czarnymi tatuażami. Jednak nie to przerażało najbardziej…Jego oczy…miały odcień niekończącego się mroku. Gdy się w nie patrzy ma się wrażenie widzieć…okropny ból i zło.
-Masz już plan ?- Zapytał. Całe moje rozważania trwały kilka sekund. To kolejna z wielu zalet. Kiedy byłem jeszcze człowiekiem wszystko zajmowało mi tyle czasu…
-Tak.- Odpowiedziałem patrząc na niego ze spokojem.


                                                                      ***


            Wracałam roztargniona do domu. Nie mogłam przestać o nim myśleć. Czułam się jak wariatka. Miałam okropną ochotę go spotkać i rzucić się na niego. Po chwili skarciłam siebie w myśli za głupie pomysły. Nie miałam u niego szans… On był jakby z innego świata.
-Jestem żałosna…-Mruknęłam sama do siebie. Mocno szarpnęłam za drzwi i weszłam do budynku. Rzuciłam torbę pod ścianę.
-Rosalie ?- Usłyszałam cichy głos. Moje serce nagle zabiło. Rodziców nigdy nie było w domu…ciągle pracowali a byłam jedynaczką. Spanikowana zamarłam. Nie miałam pojęcia co dalej.
Stałam w miejscu i jak zwierze przypatrywałam się wejściu do kuchni skąd usłyszałam swoje imię.
Uciekać ? Ale to nie będzie miało sensu…
Kroki…najpierw dwa pojedyncze.
-Rosalie ?- Głos robił się coraz bardziej nerwowy.
Cisza… zupełna przeszywająca cisza.
Jeden krok…drugi…trzeci…czwarty aż zaczęły się zlewać. Ktoś biegł w moją stronę a ja nadal stałam w bezruchu czekając na najgorsze…


_____
Od Jemi : Jestem na siebie wściekła...Jak można popełnić taki błąd...źle rozplanowałam ostatni rozdział....dlatego ten wygląda jak wygląda. Jest cholernie krótki...Czuje ,że strasznie nawaliłam. Nie dość ,że jest krótki to źle napisany i o niczym... Muszę zacząć nad sobą pracować. Obiecuje ,że w kolejnym już zacznie się trochę dziać :) Mam już pomysł ale muszę go dokładnie przemyśleć...
Ale wam narzekam :P Nie bądźcie za bardzo źli :) W nagrodę postaram się dodać kolejny szybciej jeżeli świat mi na to pozwoli :D

wtorek, 1 maja 2012

2. Zaczynam wątpić w twoją heteroseksualność.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i poprawiłam grzywkę. Byłam przerażająco blada. Gdy pojechałam pierwszy raz do domu Matta jego mama rzuciła się w moją stronę i zapytała czy się dobrze czuję. Z uśmiechem poświęciłam uwagę moim wręcz czarnym oczom. Po chwili westchnęłam. Trzeba mi to przyznać ,wyglądam jak potwór. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzruszyłam ramionami i zbiegłam ze schodów. Otworzyłam drzwi i rzuciłam się w ramiona Matta.
-Uciekajmy stąd mój rycerzu !- Mruknęłam cicho się śmiejąc. Blondyn poprawił plecak i z poważną miną wziął mnie na ręce ,mówiąc.
-Nie dam skrzywdzić mojej księżniczki ! A więc uciekajmy ku wschodzącemu słońcu !- Powiedział zaczynając biec ze mną na rękach. Zaczęłam się śmiać. Matt po chwili również. Delikatnie mnie wypuścił z ramion i puszczając oczko mruknął.
-Zawsze do twoich usług księżniczko.- Moment później Matt trzymał się za brzuch w który go delikatnie uderzyłam wierzchem dłoni.
-Pierwszy dzień w szkole…-Powiedziałam już spokojnie.- Teraz będziemy się rzadziej widywać.- Mruknęłam spuszczając głowę.
-Rosalie…ile razy mam ci powtarzać.- Odparł ze zmęczeniem.
-Matt.- Powiedziałam ostro nie dając mu skończyć.- Jeżeli będę chodziła z twoją paczką…
-NASZĄ.-Poprawił mnie chłopak.
-Kontynuując …jeżeli będę z wami chodziła na imprezy i przesiadywała na wszystkich przerwach w szkole to nikt nie będzie się dobrze bawić…- Tak , a oto moja największa wada. Jestem cholernie nieśmiała. Swobodnie czułam się tylko i wyłącznie przy blondynie z którym tak właściwie spędziłam całe dzieciństwo. Matt był moim jedynym przyjacielem. Wszyscy właśnie z tego powodu zawsze się nade mną rozczulali…Ale muszę przyznać ,że moja sytuacja mi nigdy nie przeszkadzała. Lubiłam swoje spokojne życie.
-I co ja mam na ciebie poradzić ?- Zapytał chłopak patrząc na mnie z uśmiechem. Wiedział ,że nie dam się do niczego przekonać. Uśmiechnęłam się do niego jak najładniej potrafiłam.- Wariatka.-Mruknął odwzajemniając gest.
Po chwili byliśmy już niedaleko szkoły. Jednak na parkingu przez który trzeba było przejść aby dostać się do wejścia panowało niezłe poruszenie. Spojrzałam zdziwiona na Matta a ten wzruszył ramionami dając mi tym samym znać ,że on też nie wie co tu się dzieje.
Jednak moment później już wszystko było jasne…
Niedaleko nas na miejscu zarezerwowanym dla dyrektora stał piękny , czarny i lśniący ścigacz. Jednak uwagę wszystkich nie przykuł sam pojazd ale ludzie którzy na nim przyjechali. Z czarnego siodełka zeszła zgrabnie długonoga blondynka. Gdy zdjęła kask Matt wydał z siebie dziwne westchnienie.
Dosłownie sekundę później zwróciłam należytą uwagę kierowcy. Brunet miał na sobie skórzaną kurtkę która idealnie podkreślała jego mięśnie.
-Idealny…-Szepnęłam nie mogąc od niego oderwać oczu.- …idealny debil…- Dodałam po chwili i pociągnęłam za sobą przyjaciela w stronę wejścia do szkoły.
-Zaczynam wątpić w twoją heteroseksualność.- Odparł Matt cicho się śmiejąc.
-Spójrz na mnie a potem na niego.- Powiedziałam stanowczo. Chłopak po chwili wykonał czynność o którą go prosiłam i patrzył na mnie jak na idiotkę.- On jest idealny i seksowny…o takim facecie marzy każda dziewczyna w tej szkole. A ja jestem po prostu Rozalie…Dziwną bladą istotką która jest jak cień… Gdybym miała przynajmniej niezły biust.- Jeszcze nigdy nie słyszałam ,żeby ktoś się tak głośno śmiał. Matt po chwili klęczał przy ścianie próbując się powstrzymać od śmiechu. Wykręciłam oczami i zostawiłam go w tej pozycji odchodząc.
             Mijała pierwsza lekcja. Ze znudzeniem wpatrywałam się w tablice na której nauczyciel coś kreślił. Nie potrafiłam się skupić.
-A więc synteza…-Mruknął. Och…czyli to biologia. Nagle doszły mnie ciche chichoty. Postanowiłam to zignorować ale gdy ktoś zaśmiał się jeszcze kilka razy nie wytrzymałam i odwróciłam się do tyłu. Na samy końcu klasy siedziały trzy blondynki. I wszystko jasne. Po chwili na mojej ławce wylądowała mała kulka. Niechętnie ją rozwinęłam i przeczytałam. Wściekła ponownie ją zgniotłam po czym wstałam. Nauczyciel patrzył się na mnie zaskoczony.
-Rosalie usiądź.- Powiedział i kontynuował swój wykład.
-Nie.- Odparłam stanowczo spoglądając w stronę blondynek. Podnosząc kulkę z papieru do góry warknęłam.- Naprawdę tylko na tyle was stać ?! Jesteście głupsze niż myślałam ! Od tego nakładania pudru na te wasze krzywe mordy chyba wam się poprzewracało w głowach !
-Panno Simson ! Proszę natychmiast usiąść !- Krzyknął nauczyciel.
-Nie !- Odkrzyknęłam w jego stronę.- Jesteście cheerleaderkami i myślicie ,że ta szkoła jest wasza !? Że możecie pomiatać ludźmi ?! Sztuczne idiotki które dają komu popadnie !- Krzyczałam ogarnięta wściekłością.
-Oooo nie ! Takiego zachowania nie będę tolerował ! Do dyrektora ! Natychmiast !- Krzyknął zdenerwowany nauczyciel.
-I dobrze przynajmniej nie będę musiała oglądać ich mord i słuchać pana nudnego wykładu…-Mruknęłam wychodząc.
Dopiero gdy byłam przed gabinetem dyrektora zdałam sobie sprawę co ja najlepszego zrobiłam i jakie będą tego konsekwencje. Matt zawsze się ze mnie śmiał ,że na ogół jestem spokojna i cicha ale jak się mnie wkurzy to lepiej uciekać. Westchnęłam zła na siebie za swój niewyparzony język i zapukałam do drzwi.
-Proszę !- Usłyszałam głos dyrektora. Po chwili weszłam do gabinetu z obojętną miną. Tak czy siak będę miała przechlapane.
-Rosalie ? Co tym razem ?- Zapytał mężczyzna dobrze mnie pamiętając z wcześniejszych wybryków.
-Nazwałam kilka cheerleaderek pustymi idiotkami dodając ,że mają krzywe mordy i puszczają się ze wszystkimi a panu Nugatowi powiedziałam ,że cieszę się iż mnie do pana wysłał bo jego wykłady są nudne.- Odparłam na jednym oddechu. Dyrektor westchnął. Dopiero teraz zobaczyłam ,że nie jesteśmy w pomieszczeniu sami. Na krześle przed biurkiem dyrektora siedział nie kto inny jak brunet którego widziałam dziś rano. Uśmiechał się delikatnie pod nosem.
-Co z wami się ludzie dzieje…pierwszy dzień w szkole a wy robicie coś takiego.- Mruknął bezsilny. – Odpuszczę wam. Dostaniecie tylko po cztery godziny w szkolnej kozie. Ty i Liam.- Dodał patrząc ostrzej na chłopaka który rozłożył się na krześle.- Widzimy się w piątkowy wieczór.
-W piątek ?- Zapytał ze złością chłopak. Jego głos był mocny i męski.
-Tak , w piątek a teraz dziękuję za wizytę. Wracajcie do klas.- Odparł i otworzył drzwi. Powoli wyszliśmy z jego pokoju. Gdy staliśmy już we dwoje na wielkim holu usłyszałam.
-Niegrzeczna dziewczynka…-Odwróciłam się w stronę bruneta. Na jego twarzy gościł łobuzerski uśmiech. Myślałam ,że za chwilę się rozpłynę.- Do zobaczenia…Rosalie.- Dodał i odszedł. Stałam w miejscu jeszcze jakiś czas gdy nagle uświadomiłam sobie ,że mamy już przerwę a moje rzeczy zostały w klasie.


_____
Od Jemi : Taki jakiś...Powiem szczerze ,że napisałam go w przypływie nagłej weny :D Ale nie macie się co martwić :) Tutaj jeszcze będzie się działo :D Jak na razie chce wam tylko jakoś przybliżyć bohaterów :) No to mam nadzieję ,że się podoba ;)