Patrzyłam w
ciszy na własne ręce. Moje życie zaczynało zupełnie tracić jakikolwiek sens.
Nie miałam pojęcia w co wierzyć. Miałam
wrażenie ,że granica między rzeczywistością a fikcją się zaciera. Położyłam
ręce na stole i oparłam na nich głowę.
-Nie rozumiem. Po co powstało to tajne
zgromadzenie ?- Zapytałam próbując to sobie poukładać w głowie. Myślałam ,że
Jason i Matt mają jakieś problemy a nie należą do tajnego stowarzyszenia !
-Żeby bronić ludzi. Jesteśmy…jakby to ująć…
aniołami stróżami tylko bez skrzydeł.-Podniosłam głowię i spojrzałam mu prosto
w oczy.
-Nie jesteście ludźmi ?- Moje serce zaczęło
szybciej bić.
-Po pierwsze. Jesteśmy ! Nie zapominaj ,że
jesteś jedną z nas. Po drugie. To trudne… w połowie jesteśmy ludźmi.- Patrzyłam
na niego jak na kosmitę. Jason westchnął i usiadł na krześle obok mnie.
Jak
tylko wróciliśmy do domu to zażądałam od niego wyjaśnień. Uparł się ,że szpital
to nieodpowiednie miejsce.
Wziął
głęboki oddech.
-To zgromadzenie ma już ponad tysiąc lat. Nie
wiemy dokładnie jak powstało i kto je założył. Wiemy tylko ,że naszym zadaniem
jest obrona ludzi. Większość z nas jest normalnymi śmiertelnikami. Nieliczni
dostają cząstkę mocy od starszych którzy są znacznie bardziej doświadczeni.-
Patrzył na mnie z wyczekiwaniem. Czekał na pytania.
-Jak można zostać członkiem zgromadzenia ?
Nie przypominam sobie żadnej obietnicy i mianowania mnie akuarinerm.
-Akuarionem. Bo ty nie miałaś wyboru. Nasi
przodkowie zajmowali bardzo ważne miejsce w zgromadzeniu. Przynależność w
naszej rodzinie przychodzi genetycznie.
-No dobrze. Mówisz ,że niektórzy dostają
jakąś moc od starszych. Jaką ? A co z tymi bez mocy ?- Zebrałam włosy które mi
opadały na twarz i zarzuciłam je na plecy czekając na odpowiedź.
-Ci którzy dostają moc od starszych zwykle
mogą władać jakimś żywiołem. Przekazanie mocy zdarzyło się tylko raz. Osoba ta
została jednym z trójki starszych zajmując miejsce poprzedniego który się
poświęcił w imię dobra. Ci bez mocy od starszych dzielą się na dwie grupy. –
Jason spokojnie wszystko mi tłumaczył.
-Mów dalej.- Mruknęłam.
-Do pierwszej należymy my. Posiadamy
wrodzoną zdolność obrony. Możemy wykorzystywać naszą duszę. Wystarczy ,że są
przywołamy nadając jej określony kształt. Może zamienić się w tarczę albo
przyjąć naszą postać i ją powielić myląc przeciwników. Nad tym trzeba pracować.
Uczyć się tego.
Ta
druga to zwykli śmiertelnicy którzy mogą wykorzystywać tylko to co dostali od
natury. Jak Matt.
-Przed kim musimy bronić ludzi ? Czy to coś
zaatakowało Matta ?- Wszystko się zgadzało było idealnie posklejane ale coś się
nie zgadzało.
Jason
westchnął. Nie z rozdrażnienia tylko bezradności. Pokiwał głowa.
-I tu właśnie pojawia się pytanie. W naszym
mieście- i nie tylko- ginie coraz więcej ludzi. Każdy w podobnych
okolicznościach. Jakieś istoty wtargnęły na nasz teren. Jeszcze nie wiemy czym
są…ale mamy pewność ,że nie pojawiły się tu w celach pokojowych.- Otwierałam
usta ,żeby znowu o coś zapytać ale Jason mi przeszkodził.- Nie. Starczy na
dziś. I ja i ty jesteśmy zmęczeni. Idź spać. Porozmawiamy jutro.
Wstałam
od stołu i ruszyłam w stronę schodów.
Ostatni
raz spojrzałam na kuzyna. Przecierał twarz dłońmi.
-Jason…-Powiedziałam. Zerknął na mnie.
-Tak ?- Dopiero teraz zauważyłam ,że ma
bardzo zmęczony wyraz twarzy.
-Pomogę wam.- Odparłam pewnie. Ten tylko
przytaknął.
Leżałam na łóżku nie mogąc zasnąć.
Coś mnie dręczyło. Tylko co. Miałam wrażenie ,że to wszystko nie dzieję się
naprawdę. Najpierw Liam teraz…
Nagle
moje oczy się rozszerzyły.
No
oczywiście. Jestem taka głupia.
„Grozi ci
niebezpieczeństwo a ja nie chcę ,żebyś była na nie narażona. Musisz wiedzieć
kim jestem i w co wplątujesz się będąc tu dziś ze mną.”
„Już niedługo
wszystko się zmieni. Nie możesz przed tym uciec ale jeżeli stąd znikniesz
będziesz na pewno bezpieczniejsza.”
Moje
serce zaczęło walić jak oszalałe. Matta zaatakował jeden z imferiusów. To przed
imferiusami mamy bronić ludzi. To one zabijają śmiertelników.
Co
oznacza…,że walczymy również z Liamem.
Nie
miałam pojęcia co będzie dalej…
Przecież…przecież
ja mam w sobie cząstkę jego duszy. My jesteśmy…
Z
każdym momentem w którym uświadamiałam sobie kolejną oczywistość robiło mi się
coraz bardziej niedobrze.
Ukryłam
twarz w dłoniach.
To
nie możliwe.
***
Mrok spowijał ulecę niewielkiego
miasta przynosząc tym samym zapach strachu. Powoli przed siebie szła piękna
brunetka o dużych ustach. Śmiało weszła w czarny zaułek. Zatrzymała się w
miejscu jakby na kogoś czekając. Nagle z ciemności wyłoniła się postać
mężczyzny.
-Zgubiłaś się cukiereczku ?- Zapytał
niezauważalnie się do niej zbliżając. Oblizał usta spoglądając na jej długie
nogi.
-Nie. Czekam na kogoś.- Odpowiedziała
pozornie silnym głosem. Przerażająco się bała. Zaczęła żałować ,że się na to
zgodziła.
-Może umilić ci jakoś ten czas ?- Mężczyzna
wziął głęboki wdech. Mógł mieć dwadzieścia osiem lat.- Pachniesz tak słodko jak
wyglądasz.- Stwierdził patrząc na nią pod innym kątem.
Dziewczyna
zaczęła błagać w myślach o pomoc.
-Nie. Dziękuję. Lepiej sobie pójdę.-
Powiedziała i szybko ruszyła ku wyjściu. Mężczyzna dopadł ją sekundę później.
Powalił na ziemię i usiadł na nią okrakiem. Owinął palce jednej ręki wokół jej
szyi i wziął głęboki wdech. Z ust dziewczyny zaczęły unosić się nici białego
światła.
Chwilę
później z boku uliczki wyłoniły się dwie postacie i zaatakowały mężczyznę.
Jeden z nich na niego skoczył i zaczął okładać pięściami po twarzy a pierwszy
rzucił się do leżącej dziewczyny.
-Elena ! Wszystko dobrze ?!- Krzyknął. Ta
pokiwała twierdząco głową.
-Co to było do cholery ?!- Wykrzyknęła
podnosząc się z ziemi.
-Nie mam pojęcia…to światło…-Zaczął.
-Pomóżcie !- Krzyknął ktoś z głębi uliczki.
Natychmiast ruszyli w tamtą stronę.
Wspólnie
zaczęli obezwładniać mężczyznę. Gdy już go unieruchomili dziewczyna wyjęła z
kieszeni nóż i poderżnęła mu gardło. Jego ciało opadło w konwulsjach.
-Boże…czym on jest ?- Zapytał pierwszy
chłopak patrząc na wysychające ciało które po chwili zamieniło się w proch.
-Mieliśmy szczęście ,że był jeszcze młody.
Nie wykształciła się w nim nieśmiertelność.- Powiedział drugi.
-Już nigdy więcej nie będę przynętą…-
Mruknęła przerażona dziewczyna.
-Przynajmniej wiemy już czym się żywią.-
Odparł pierwszy. Pozostali dziwnie na niego spojrzeli.- Ludzkimi duszami.
-Trzeba o tym natychmiast powiadomić Jasona.
***
Wziąłem głęboki oddech. Zdjąłem z
głowy czarny kaptur i spojrzałem w ciemność.
-Ona
już wie…
Usłyszałem
w swojej głowie.
-Jak to możliwe ?
Zapytałem
ze strachem.
-Ten
który ma zostać zgładzony pokochał ją. Ona już wszystko wie…
Wściekły
zacisnąłem pięści.
-To niemożliwe.
Poczułem
okropny ból w nogach. Padłem na kolana.
-Przeznaczenie
zaczyna się dopełniać. Ona musi zginąć inaczej On dowie się o naszym spisku i
kłamstwach którymi go karmimy a potem się od nas odwróci. Nie odda swojej duszy
aby mnie wskrzesić…
Syczał.
W mojej głowie słychać było miliony głosów. Złapałem się za nią i zwinąłem z
bólu.
-Zabij
ją…
Nigdy
nie czułem tak przeraźliwego hałasu który odbijał się jeszcze głośniejszym
echem.
-Obiecuję.
Jęknąłem.
Nagle wszystko ustało.
Poczułem
okropny chłód. Szybko wstałem do pozycji stojącej i wyszedłem z jaskini.
Założyłem na głowę kaptur ruszając pośpiesznie przed siebie nie dostrzegając
stojącej w cieniu postaci.
Blondynka
patrzyła na całą scenę z nienawiścią.
____
Od Jemi: Cholernie dużo odpowiedzi ale jeszcze więcej pytań. Już niedługo cała historia Liama i Rosalie będzie wam znana. Myślę ,że większość z was już domyśla się o co chodzi z przeznaczeniem oraz kłamstw wokół istnienia Liama i morderstwa jego rodziny :)
Mi osobiście rozdział się podoba :) A wam ? :D
Dedykacja: Dla Akwamaryn i Cold_Princess za to ,że nadal czytacie to co pisze i wytrwale komentujecie wszystkie moje blogi :)