wtorek, 3 lipca 2012

7. Długo patrzyłam na miejsce w którym ostatni raz widziałam znikającą sylwetkę chłopaka.


            Wieść o śmierci blondynki bardzo szybko rozniosła się po całej szkole. Wszyscy mieszkańcy miasta zaczęli zachowywać dziwną ostrożność gdy policja oznajmiła po kilku dniach ,że proces odnalezienia sprawcy nadal trwa.
Dnia w którym miał się odbyć pogrzeb odwołano wszystkie lekcje aby uczniowie mogli bez problemu ostatni raz pożegnać się z dziewczyną.
   -Nie mam zamiaru uczestniczyć w tym przedstawieniu.- Mruknęłam wchodząc rano do kuchni. Ceremonia miała odbyć się za dwie godziny.
   -Nie idziesz ?- Jason podniósł głowę znad kanapek.
   -Nie. Przecież ja nawet nie mam pojęcia jak ta dziewczyna ma na imię. Dlaczego mam udawać ,że jest inaczej ?- Kuzyn spojrzał na mnie trudnym do rozszyfrowania wzrokiem.
   -Śmierć ma w sobie coś takiego ,że w każdym wzbudza wrażliwość. Stojąc przy trumnie , wszyscy widzimy tylko to, co dobre , lub to , co zobaczyć chcemy.- Szepnął jakby sam do siebie. Zaczęłam zastanawiać się nad jego słowami. Rzeczywiście tak było. Ogromnie współczułam straty córki , siostry , przyjaciółki- rodzicom , bratu , znajomym ale ja nie należałam do żadnej z tych grup.
   -Matt też idzie ?- Zapytałam. Brunet bez słowa mi przytaknął. Przez ostatni czas mniej więcej tak wyglądały nasze rozmowy. Praktycznie z nikim nie rozmawiałam. Zła na siebie spuściłam nisko głowę.- Przepraszam…-Szepnęłam.
Czułam na sobie jego spojrzenie ale bałam mu się spojrzeć w oczy. Od czasu kiedy Liam mnie minął w szkole bez słowa a później nie pojawiał się w niej przez kilka dni ciągle siedziałam sama w domu.
   -Za co ?- Usłyszałam z oddali.
   -Przez ostatnie kilka dni byłam dla was strasznie niemiła…- Mruknęłam. Delikatnie podniosłam głowę do góry a mój wzrok przyciągnęło ciepłe spojrzenie bruneta.
   -Już dobrze.- Odpowiedział. Obdarowałam go uśmiechem po czym po odwzajemnieniu gestu wrócił do jedzenia śniadania. Usiadłam obok niego i wzięłam do ręki jedną z kanapek którą miał na talerzu.
Zapowiadał się długi i męczący dzień…


                                                                      ***


            Odrzuciłem od siebie ciało dziewczyny i spojrzałem lekceważąco w jej stronę.
   -Proszę…-Jęknęła. Wiedziałem co teraz czuje. Sam przez to przechodziłem. Po jej ciele rozchodził się okropny ból gdy resztki niewyssanej duszy rozszczepiały się próbując zająć całe ciało. Okropne krzyki dziewczyny co chwilę przecinały cisze zostawiając w niej głębokie cięcia.
   -Zabierzcie ją do Adama.- Mruknąłem gdy po chwili wyczułem niedaleko siebie Oriona i Palerma. Transportem świeżo przemienionych zajmowała się właśnie ta dwójka ,ponieważ posiadała ona niezwykłą moc wewnętrznego uspokajania. Niektórzy nie wytrzymywali przemiany i po prostu umierali więc ich pomoc była konieczna.
Nagle poczułem dziwne palące uczucie… Mocniej zagryzłem zęby i próbowałem usunąć z myśli obraz drobnej dziewczyny. Przez ostatni czas ciągle zajmowała moją głowę. Bardzo często nie mogłem się na niczym skupić. Nawet przestałem chodzić do szkoły…to też nie pomogło.
Moim oczom ukazał się duży dom który zamieszkiwała dziewczyna. Nie powinno mnie tu być.
Rozejrzałem się dookoła. Pusto. No tak , wszyscy byli na pogrzebie. W jednym z okien dostrzegłem ruch. Cicho przekląłem.
Co się ze mną dzieje ?


                                                                  ***



            Patrzyłam na szybkie ruchy jednego z nowych którego miałam trenować.
   -Na dziś starczy.-Mruknęłam i machnęłam na niego ręką żeby odszedł. Ten delikatnie się ukłonił po czym zniknął.
   -Gdzie byłeś ?- Zapytałam nawet się nie odwracając. Ten zapach poznałabym wszędzie.
   -Przemieniałem.- Odparł krótko.
   -Orion i Palerm już dawno wrócili.- Powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Staliśmy dokładnie naprzeciw siebie. Liam na chwile na mnie spojrzał po czym westchnął i odchodząc warknął.
   -Nie twoja sprawa.- Poczułam jakby ktoś rozciął mi klatkę piersiową tępym nożem. Długo patrzyłam na miejsce w którym ostatni raz widziałam znikającą sylwetkę chłopaka. Od kilku dni wszystkich ignorował i przejmował się tylko zdaniem Saurona.
   -Jeszcze nie wiem co się stało…ale się dowiem.-Syknęłam i rzuciłam się w bieg.



                                                                 ***


            Następnego dnia obudziłam się dziwnie spokojna. Jakby nic się nie stało. Jakby On nigdy nie istniał…Po chwili poczułam ból w klatce piersiowej.
   -Długo to nie trwało…-Warknęłam zła na siebie ,że zepsułam taką chwilę. Wzięłam głęboki oddech i szybkim krokiem skierowałam się do łazienki.
            Wchodząc na parking przed szkołą nisko opuściłam głowę. Nie chciałam Go zobaczyć. Zbyt długo się starałam wymazać Go kompletnie z pamięci ,żeby teraz to zniszczyć.
Nagle poczułam ciepły dotyk na swoim ramieniu. Powoli podniosłam głowę a mój wzrok przyciągnęły niebieskie tęczówki chłopaka. Na widok przyjaciela delikatnie się uśmiechnęłam.
   -Przyjdziesz dziś ?- Zapytał. Zaskoczona jego pytaniem dziwnie na niego spojrzałam.
   -Ale gdzie ?- Na twarzy blondyna pojawił się uśmiech.
   -Jak zwykle niepoinformowana.- Mruknął delikatnie mnie ciągnąć w stronę wejścia do budynku.- Dziś wieczorem gramy mecz.- Zaczęłam przeszukiwać w swojej głowie jakichś informacji na ten temat ale po chwili się poddałam. Jestem okropną przyjaciółką. Byłam zbyt zajęta myśleniem o tym ,że On mnie nie chce oraz tym jak się czuję…
Matt westchnął.
   -Gramy ze szkołą Webster.-Dodał widząc moją zmieszaną minę. W tym momencie nagle sobie wszystko przypomniałam. No tak…zaczynają się mecze między szkolne aby znaleźć najlepszą drużynę na zawody stanowe. Z drużyną z Webster jeszcze nigdy nie wygraliśmy…dlatego ten mecz dla Matta był taki ważny.
   -Przepraszam…nie wiem jak mogłam…-Blondyn uciszył mnie gestem ręki.
   -To już nie ważne. Chce żebyś tam przyszła.- Powiedział zatrzymując się przy jednej z sal. Stanęłam przy nim i spojrzałam w jego oczy. On też należy do drużyny…Wiedziałam ,że jeżeli tam pójdę to prawdopodobnie cały mur który wokoło siebie zbudowałam w jednej chwili runie ale wiedziałam też dobrze ,że jeżeli się nie pojawię stracę przyjaciela.
   -Oczywiście ,że będę.- Odpowiedziałam przywołując na twarzy uśmiech. Chłopak od razu się rozweselił. Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje. Blondyn szybko pocałował mnie w policzek i krzycząc ,że widzimy się na lunchu , uciekł.
Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w stronę sali chemicznej błagając czas aby się zatrzymał.


                                                               ***


            Spojrzałem w stronę burzowych chmur które zakrywały ciemne niebo. Szybko zszedłem z czarnego ścigacza i wyjąłem spod siedzenia nieduża torbę. Po chwili szedłem już długim korytarzem który prowadził do męskiej szatni. Nie powinno mnie tu być dzisiejszej nocy…Mogłem skłamać ,że dziś nie dam rady zagrać ale nie potrafiłem. Czułem ,że stanie się coś złego. Normalnie bym to zignorował ale nie po tym jak dowiedziałem się ,że Rosalie też tu będzie.
Mocno popchnąłem drzwi i spotkałem się z radosnym okrzykiem chłopaków z drużyny.
   -Mówiłem ,że przyjdzie.- Mruknął Chris do Adama. Ten drugi machnął mi tylko głową i pokazał ,że mam się przebierać.
   -Pośpieszcie się ! Czas im skopać tyłki !- Warknął kapitan a na twarzach kilku członków drużyny pojawił się uśmiech.



                                                                ***



            Pociągnęłam za rękę Jasona i usiedliśmy na jednej z ławeczek. Boisko na którym miał odbyć się mecz było oświetlane przez dwa ogromne reflektory znajdujące się na jego dwóch przeciwnych stronach. Szybko przebiegłam wzrokiem po zgromadzonych widzach. Była tu większość miasta wykrzykująca nazwę szkolnej drużyny. Każdy miał na sobie coś niebieskiego aby pokazać swoją przynależność do Tytanów.
   -Zbiera się na burzę.- Mruknął Jason patrząc na niebo.- Oby zdążyli rozegrać mecz.- Dodał i łobuzersko się do mnie uśmiechnął. Pokręciłam z uśmiechem głową poczym spuściłam wzrok na swoje dłonie. Jednak już po chwili rozległy się głośne krzyki a Jason energicznie wstał.
Na boisko wbiegali Tytani. Zaczęłam głośno klaskać szukając wzrokiem przyjaciela. Widząc jego uśmiech na twarzy rozweseliłam się. Moment później mój wzrok przyciągnęły ciemne oczy dobrze zbudowanego bruneta. Poczułam się jakby ktoś zaczął wbijać mi w klatkę piersiową miliony małych kawałeczków szkła.
Stał w miejscu i patrzył w moją stronę. Szybko spojrzałam w inną stronę modląc się aby to jak najszybciej się skończyło.
            Na trybunach po raz kolejny podniosły się radosne okrzyki. Tytani wręcz miażdżyli swoich przeciwników. Byli w świetnej formie. Jason zachowywał się jak dziecko…Gdy po raz kolejny zaczął krzyczeć ,że jesteśmy niepokonani obiecałam sobie ,że już nigdy więcej nie pójdę z nim na żadne mecz.
Nagle wokoło rozniósł się dźwięk informujący graczy i kibiców ,że druga kwarta za nami i cza na krótką przerwę. Postanowiłam to wykorzystać ,żeby kupić coś do picia. Mecz czasami potrafił się przeciągnąć do dwóch lub trzech godzin. Oznajmiłam o tym Jasonowi a ten mi tylko przytaknął.
W miarę szybkim krokiem zaczęłam schodzić z trybunów ,żeby dostać się do niewielkiej budki znajdującej się zaraz przy wyjściu z boiska. Gdy już tam dotarłam stwierdziłam ,że jest okropnie długa kolejka. Nagle mocniej zawiał wiatr a mnie przeszły dreszcze. Zadowolona z faktu ,że pomyślałam aby wziąć na wszelki wypadek coś cieplejszego, szybko ruszyłam w stronę parkingu na którym Jason zaparkował samochód.
Zatrzasnęłam drzwiczki auta gdy nagle poczułam na swojej szyi ciepły oddech.
   -To wszystko twoja wina…- Wysyczał mi ktoś do ucha. Bicie mojego serca raptownie przyspieszyło. Już po chwili poczułam okropny ból w okolicach pleców a później zapach krwi…


                                                                  ***


            Ponownie wbiegliśmy na boisko. Coś było nie tak…Zacząłem szukać Rosalie wzrokiem. Gdy zauważyłam ,że miejsce obok Jasona jest puste poczułem ogromną wściekłość. Szybko się rozejrzałem starając się wyczuć Jej energię.
W ty momencie poczułem już dobrze mi znany ucisk w sercu a moje zmysły się wyostrzyły. Rzuciłem kask i zacząłem biec w stronę wyjścia…ignorując zdziwione okrzyki wszystkich ludzi na około. Teraz liczyło się tylko jej bezpieczeństwo… 


______
Od Jemi : Błagam o wybaczenie za tak długą nieobecność...Było to spowodowane małymi prywatnymi problemami oraz typową chorobą pisarzy : chwilowym brakiem weny i zapału do pracy. Mam nadzieję ,że mnie rozumiecie i nie będziecie się długo gniewać. Teraz kiedy mamy już wakacje mam ogromną nadzieję ,że rozdziały będą pojawiać się częściej :D A więc jeszcze raz przepraszam...
Co do rozdziału....Nie wiem co o nim myśleć więc może to pozostawiam wam.

5 komentarzy:

  1. Oj! Wszyscy mamy czasem chwilowe braki weny, ale cieszę się, że to już za tobą.
    Co do rozdziału to jest wyśmienity, a mecz i cała taka akcja na nim przypomina mi pewien film Disneya. Chyba Liceum Avalong czy coś... Nie pamiętam. Ale wracając do tematu! Jest cudowny;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę,że akcja nabiera tempa, co bardzo mi się podoba ;) Rozdział bardzo ciekawy. Czekam na 8 :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział jest bardzo ciekawy. Mogę powiedzieć, że najlepszy jak dotąd ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Robi się coraz ciekawiej...Kim jest zabójca ?
    Czy to człowiek ?
    Czekam.
    Julia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy ;D Czekam na ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie jakiś ślad...:)